Wczoraj informowaliśmy, iż władze Małopolski chcą od rozkładu jazdy 2012/2013 zlikwidować wszystkie pociągi, w których przychód ze sprzedaży biletów będzie wynosił mniej niż 25% (zobacz). Jak mówi marszałem Marek Sowa, „w niektórych rejonach pozostaną tylko busy”.
Co to oznacza dla pasażerów? Brak wygodnej alternatywy w postaci pociągu i konieczność przesiadki do busów. Czy pasażerowie będą zadowoleni z takiej zmiany? „Tygodnik Podhalański” porusza problem firm busowych działających między Rabką, Skawą, Jordanowem, Makowem Podhalańskim i Suchą Beskidzka. Jednym słowem na trasie, którą przebiega kolejowa „zakopianka”.
Jak pisze regionalny tygodnik, Angelika Kęder wraz z mężem Mirosławem postanowiła uruchomić nową linię z Rabki do Suchej Beskidzkiej. Pomysł wydawał się bardzo dobry: dotychczas pasażerowie musieli jechać z przesiadkami, większość firm operuje bowiem na trasie Rabka – Skawa – Jordanów i Jordanów – Maków Podhalański – Sucha Beskidzka. Kolejnym argumentem za powodzeniem przedsięwzięcia miała być słaba oferta kolei – zaledwie kilka kursów pociągów regionalnych dziennie.
Ponieważ linia miała przechodzić przed dwa powiaty, stosowne procedury należało załatwić w Małopolskim Urzędzie Marszałkowskim. Po dopełnieniu wszystkich niezbędnych formalności, busy wyruszyły na trasę. Jednak po miesiącu kursowania linia została zawieszona. Powód? Jak mówi Angelika Kęder, nieuczciwa konkurencja ze strony innych firm: jazda na dwie minuty przed busem innego przewoźnika, czy też dodatkowe pojazdy przerzucane na trasę, by odebrać pasażerów konkurencji to i tak jedne z lżejszych zarzutów, jakie formułują pod swoim adresem właściciele firm busowych.
Angelika Kęder twierdzi, że po uruchomianiu bezpośrednich połączeń z Rabki do Suchej Beskidzkiej, firma Janowiec zaczęła jeździć tak, by rozkład pokrywał się z jej nowo otwartą linią. – Co więcej, tego samego dnia firma Janowiec otrzymała zgodą na nowy rozkład jazdy, pokrywający się z naszymi połączeniami – mówi Kęder.
Co na to Sylwia Janowiec, właścicielka konkurencyjnej firmy? – Jeździmy na tej trasie od 10 lat i wszyscy byli zadowoleni. Od 5 rano do 22 kursujemy co pół godziny. Nie było tu luk, by jeszcze ktoś mógł jeździć. Ale linię może otworzyć każdy, niech tylko się nie dziwi, że my też musimy swego pilnować. Dodaliśmy dwa busy na linię. Co prawda wychodziło nam to na zero, ale cóż – skoro ona chciała pojeździć z nami, to my pojeździliśmy z nią. Wygrał silniejszy – przekonuje szczerze Janowiec.
Starostwo suskie na razie dystansuje się od sporu. Jego przedstawiciele przekonują, że chcieli zorganizować spotkanie, na którym przewoźnicy mogliby dokonać koordynacji swoich rozkładów jazdy tak, by kursy odbywały się co 15 minut. Jak na razie, bez skutku.
W całym sporze najbardziej pokrzywdzeni są oczywiście pasażerowie. Maria Filas mieszka w Skawie. Często dojeżdża do szpitala w Suchej Beskidzkiej. Jak mówi „Tygodnikowi Podhalańskiemu”, przesiadki z jednego busa do drugiego są bardzo uporczywe. Nowa linia była dla niej bardzo dobrym rozwiązaniem. Niestety, busy kursowały tylko miesiąc. Filas zaznacza, że chętnie podróżowałaby pociągiem, bo nie trzeba się przesiadać. Jak dodaje, problem jednak w tym, że te nie dość, że jeżdżą rzadko, to jeszcze w godzinach, które mało komu pasują.