Co zrobić, by móc ogłosić duży sukces na polu kolei regionalnej? Należy na przykład najpierw ograniczyć skalę działalności, a potem powrócić do poprzedniego stanu. Tak przynajmniej można wywnioskować z uruchomienia nowej linii ŁKA. Czy sukcesem będzie można określić połączenie po roku, czy po kilku latach funkcjonowania?
Łódzka Kolej Aglomeracyjna ze sporą pompą otworzy kolejną trasę – z Łodzi do Kutna. Dziesięć par pociągów ŁKA zastąpi pięć par kursów Regio Przewozów Regionalnych uruchamianych na zlecenie tego samego urzędu marszałkowskiego.
– Dobrze się stało, że wojewódzka kolej rusza do Kutna, bo po latach marazmu będziemy mieć właściwe połączenie ze stolicą województwa – mówił na środowej konferencji prasowej Zbigniew Burzyński, prezydent Kutna. – Liczba połączeń zwiększy się prawie dwukrotnie – podkreśla natomiast sama ŁKA w swoim komunikacie prasowym.
Zaproponowana przez wojewódzką spółkę oferta rzeczywiście przyczyni się do poprawy sytuacji komunikacyjnej mieszkających wzdłuż tej trasy, ale aby właściwie ocenić skalę udogodnień, należy spojrzeć na działania łódzkiego urzędu marszałkowskiego w nieco szerszym kontekście. Warto przypomnieć sobie, że nikt nie uznałby rozkładu ŁKA za rewolucyjny czy szczególnie atrakcyjny, gdyby organizowana przez województwo kolej funkcjonowała stabilnie według rozwiązań wypracowanych w pierwszych latach XXI wieku.
Sięgnijmy do kilku przykładowych roczników rozkładu jazdy. W roku 2004 uruchamiano osiem par pociągów osobowych, w 2008 – dziesięć, w 2011 – jedenaście, w 2014 – znów dziesięć. Ogólnie liczba połączeń wahała się na przestrzeni lat pomiędzy ośmioma a jedenastoma dziennie. Skąd więc opinie o tak znaczącej poprawie, jeśli kursy ŁKA realizowane będą dziesięć razy na dobę?
Cały komentarz na portalu Transport-publiczny.pl