Korespondent „Rynku Kolejowego” z USA Piotr Kumelowski tym razem pisze m. in. o „kolejowych” aspektach wojnych handlowej USA–Chiny, problemach General Electric i wzroście wartości przewoźników kolejowych.
W początkach sierpnia obie izby amerykańskiego kongresu uzgodniły tekst poprawki do budżetu tutejszego ministerstwa transportu (Department of Transportation) blokującej na 12 miesięcy partycypacje chińskich firm lub firm z chińskimi udziałami w przetargach na tabor pasażerski, jeśli tutejsza strona zamawiająca miałaby korzystać z funduszy federalnych.
Natomiast niepokoje kolejarzy związane z wczesnymi zapowiedziami prezydenta Trumpa o konieczności korekt w systemie tzw. “wolnego handlu NAFTA” okazały się nieuzasadnione: ogłoszone 1 października szczegóły osiągniętych porozumień z Meksykiem i Kanadą, które nie zmieniają radykalnie warunków międzynarodowego handlu, spowodowały zwyżki giełdowych notowań wszystkich kolejowych przewoźników, a ich branżowe stowarzyszenie AAR pochwaliło osiągnięty kompromis.
Zaczną stawiać na tory?
W poprzedniej korespondencji
wspomniałem, że branżowe stowarzyszenie północnoamerykańskich kolei AAR wystosowało list-petycję do burmistrzów znaczniejszych amerykańskich miast,
zwracając uwagę na konieczność brania pod uwagę dostępu do sieci dróg żelaznych w planistycznych pracach zagospodarowania przestrzennego. W odpowiedzi aglomeracja bostońska wysupłała 1,5 mln dolarów na “poprawce dostępności bocznic”, wkrótce stan Nowy Jork zadeklarował 19 mln na podobny cel, zaś w połowie lipca burmistrz Nowego Jorku
poparł długofalowy, miejski plan wartości 100 mln dolarów rewitalizacji portowej oraz kolejowej infrastruktury cargo, ogromnie zaniedbanej w ostatnim półwieczu. Wciąż to skromniutkie sumy w porównaniu do miliardów wydawanych na coraz bardziej zatłoczoną sieć drogową, ale może temat zostanie podchwycony?
Problemy General Electric
W grudniu 2017 roku
sygnalizowaliśmy, że potężny konglomerat przemysłowy General Electric może sprzedać wydział produkcji lokomotyw spalinowych z zakładami w Pensylwanii i Teksasie. Od grudnia sytuacja pogorszyła się: wyprzedaż kolejnych wydziałów nie zmieniła negatywnego sentymentu Wall Street i kurs akcji GE wynoszący dwa lata temu ok. 35 dolarów dryfuje w kierunku 10 dolarów. Do tego 1 października nastąpiła nagła zmiana szefa General Electric.
Czyżby GE jakie znamy miało podzielić los równie sławnego konglomeratu Westinghouse Electric z pensylwańskiego Pittsburga? Przypomnijmy: Westinghouse działający od 1892 roku miał profil produkcyjny bardzo zbliżony do GE. W roku 1990, na skutek błędnych decyzji pożyczkowych Westinghouse Credit Corporation, które przyniosły miliardowe straty – konglomerat znalazł się nad przepaścią. Jako wyjście- “ucieczkę do przodu” nowy zarząd, na fali fascynacji “przyszłościową ekonomia usług” wobec “staroświeckiej wytwórczości”, wydal ok. 15 mld dolarów (!) na przejecie sieci telewizyjnej CBS oraz inwestycje w sferze mediów. Transakcje te spłacano wyprzedając jeden po drugim wydziały produkcyjne - kolejno Siemensowi, British Nuclear Fuels, Toshibie. Dziś po tym gigancie amerykańskiej wytwórczości pozostały bardzo nikle ślady