Japoński parlament zatwierdza właśnie wydatek 90 mld dol. na budowę superszybkiej linii kolejowej między Tokio a Osaką. Problem w tym, że gdy w końcu powstanie, może nie mieć kogo wozić.
Pomysł na budowę kolei magnetycznej (maglewu), która poruszałaby się z prędkością 500 km/h i skróciła czas przejazdu między stolicą a Osaką o godzinę (dziś to nieco ponad 2,5 godz.) powstał w JR Central czyli w firmie będącej największym przewoźnikiem w centralnej Japonii. Ale ma poparcie rządowe, a premier Shinzo Abe widzi w nim jeden z głównych projektów mających rozruszać japońską gospodarkę.
Dziś między tymi miastami prowadzi linia kolei dużych prędkości, ulokowana wzdłuż wybrzeża. Shinkansen może jednak rozwijać maksymalnie prędkość 320 km/h. Planowany maglew łączyłby miasta w linii prostej, prowadziłby w dużej części tunelami pod Alpami Japońskimi.
Problem jednak w tym, że nowa linia zostałaby uruchomiona w całości najwcześniej w 2045 r., czyli za ponad 30 lat. Jakiekolwiek wstępne uruchomienie linii, choćby w części, nie dojdzie do skutku przez 2027 r., gdy mógłby zostać skończony odcinek między Tokio a Nagoją. I nie chodzi nawet o to, że nie wiadomo jak będzie wyglądał kraj za kilkanaście lat. Rzecz w tym, że mniej więcej wiadomo.
Według szacunków demografów w 2025 r. populacja Osaki zmniejszy się o 5 proc. Z kolei ludność Tokio ma rosnąć do 2020 r. a potem zacząć spadać. Dziś w Tokio mieszka ponad 13 mln ludzi, w 2100 r. ma ich być tylko nieco ponad 7 mln. To tendencja widoczna w całej Japonii. Tylko w zeszłym roku liczba mieszkańców kraju spadła o 244 tys. osób. Ponoć w ciągu najbliższych 50 lat Japończyków ma być mniej o jedną trzecią.
Co więcej, od lat 90–tych liczba osób, które codziennie przyjeżdżają do Tokio do pracy systematycznie się zmniejsza. Stolica Japonii i Osaka to wciąż miasta do których najwięcej ludzi przyjeżdża do pracy, by wieczorem wrócić do siebie. Ale tendencje w badaniach wskazują jednoznacznie, że ich liczba się zmniejsza. Gdyby japoński maglew powstał za kilka lat, być może nawet mógłby odwrócić tę tendencję. Ale jeśli zacznie w całości działać za trzydzieści lat?
Pomysł wydaje się mieć więc wymiar przede wszystkim wizerunkowy, tym bardziej, że temat jest nośny. Już dziś mieszkańcy Tokio i Osaki powyżej 15 lat spędzają średnio 5 godzin tygodniowo dojeżdżając do szkoły lub do pracy. Hasło ograniczenia czasu traconego na dojazdy wydaje się nośne. Żeby tylko zdążyć.
Więcej na portalu Transport-Publiczny.pl