W nocy z niedzieli na poniedziałek pociąg InterRegio relacji Warszawa-Rzeszów przyjechał z dwugodzinnym opóźnieniem. O powodach opóźnienia pasażerów nikt nie raczył powiadomić - informuje "Gazeta Wyborcza".
„Gazeta” relacjonuje przygodę pasażerów, którzy podróżowali pociągiem „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”. Pociąg wyruszył z Warszawy Wschodniej w niedzielę o godz. 18:20. Już tam był zapchany. Na Centralnym dosiadło się jeszcze więcej pasażerów. Pociąg miał być w Rzeszowie przez 1 w nocy, ale… nie był. Mniej więcej 20 km przed Krakowem pociąg zatrzymał się. Trwało to mniej więcej 40 min. Obsługa sprawdzała wagony, ale nikt nie powiedział, co się stało. Nagle pasażerowie wyszli z pociągu i poszli na najbliższą stację. Po 15 minutach czekania pasażerów zabrał pociąg spółki PKP Intercity. Z Krakowa trzeba było znaleźć połączenie do Rzeszowa. Do Krakowa dojechał jednak pociąg, z którego około setka pasażerów wysiadła. Niestety, na stacji Kraków Płaszów także stał 40 minut. Pociąg dojechał do Rzeszowa na godz. 3 w nocy.
- Od października studiuję w Warszawie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do nagminnych spóźnień tego pociągu. Przestało mnie dziwić również to, że pociąg nie przyjeżdża na czas. Ale pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że konduktorzy nie byli łaskawi poinformować pasażerów, co jest powodem awarii pociągu. Kolejarze wyszli z założenia, że nie ważne, że ludzie kupili bilety i tak powinni sobie radzić sami. I tak też było – komentuje jeden z pasażerów.
Kolejarze potwierdzają, że pociąg miał 110 minut opóźnienia. Powodem była usterka lokomotywy.
Więcej