- Rośnie grono krytyków gospodarki wolnorynkowej. Koronnym dowodem, że konkurencja prywatnych firm zawodzi, jest zapaść w kolei i energetyce. Czy oba te sektory powinny wrócić pod kontrolę państwa? - pyta Adam Grzeszak w ostatniej "Polityce".
- Jest jakaś niby-konkurencja, a na końcu jest bałagan - mówił Donald Tusk wyjaśnianiąc zamieszanie związane z grudniową zmianą rozkładu jazdy. W tym samym czasie z różnych stron sceny poliytycznej pojawiały się zachęty do korzystania z przykładu francuskiego i tamtejszych, pozostających w rękach państwa kolei. - Dlaczego tak nie może być i u nas? - zastanwia się "Polityka".
- Oczywiście, że może. Ale pod warunkiem, że polskie państwo zainwestuje w kolej równie dużo pieniędzy jak francuskie i będzie pokrywało na bieżąco deficyt swojego pasażerskiego przewoźnika, który w ciągu ostatniego roku urósł z 7,2 do 9,5 mld euro. Trudno mi sobie to jednak wyobrazić - wyjaśnia na łamach "Polityki" Henryk Klimkiewicz, przewodniczący Railway Business Forum.
W dalszej części tekstu możemy przeczytać o wydarzeniach z ostanich lat, które doprowadziły do zapaści polskich kolei oraz sytuacji kryzysowej z przełomu roku. Przewodniczący Railway Business Forum wyjaśnia, że przyczyną zamieszania było dopuszczenie do funkcjonowani na jednym rynku dwóch podobnej wielkości firm publicznych.
- PKP Intercity i Przewozy Regionalne to firmy, które zbankrutować nie mogą. Nie martwią się zadłużeniem, walczą jedynie o to, by zdobyć niezbędną ilość gotówki na pokrycie najpilniejszych wydatków - dodaje na łamach "Polityki" Klimkiewicz.
- Polski publiczny właściciel nie ma pieniędzy ani pomysłu, co zrobić z koleją (...) Tak więc to nie konkurencja, ale państwo - brak wizji transportu, brak sprawnego nadzorcy rynku, marna jakość zarządzania, działanie pod dyktando związkowców i polityków - jest największym problemem. Nie jesteśmy nawet w stanie wykorzystać pieniędzy z UE (...) a to właśnie zadanie państwa, w których nie wyręczy go żadna konkurencja - konkluduje Adam Grzeszak.