Na nic się zdały buńczuczne zapowiedzi szefów nowych linii lotniczych w Polsce OLT Express, którzy jeszcze kilka miesięcy temu twierdzili, że nie ma linii kolejowej w Polsce, która mogłaby konkurować z nimi czasem przejazdu pociągu. Przewoźnik właśnie wyciął ze swojej siatki kolejne połączenia.
Jeszcze w lutym tego roku podczas konferencji prezentującej siatkę połączeń nowych lowcostowych linii lotniczych na polskim niebie Rafał Orłowski, dyrektor handlowy OLT Express zapowiedział, że linie lotnicze chcą przede wszystkim konkurować z koleją, a nie LOT-em, czy Eurolotem. Andrzej Dąbrowski, prezes zarządu OLT Express dodał: „Decydującym czynnikiem jest cena i czas. Nie ma linii kolejowej w Polsce, która mogłaby konkurować czasem”. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj i tutaj.
Jednak już w maju z siatki połączeń OLT Express wypadły dwa połączenia lotnicze między Wrocławiem i Poznaniem oraz między Wrocławiem a Krakowem. Przewoźnik tłumaczył brak zainteresowania klientów tymi trasami faktem, że Polacy wybierają samochód, jeżeli mają dobry dojazd. Wiele jednak wskazywało na to, że na tych trasach samoloty przegrywają z koleją (więcej tutaj)
Wczoraj z systemu rezerwacyjnego można było się dowiedzieć, że linie lotnicze OLT Express likwidują od sierpnia część swoich tras krajowych. Są to trasy: z Gdańska do Łodzi, Szczecina, Poznania, Krakowa, z Katowic do Poznania, z Bydgoszczy do Krakowa, ze Szczecina do Krakowa i Katowic oraz z Poznania do Warszawy. Z 6 do 4 rejsów zmieniona będzie częstotliwość lotów na trasie łączącej Warszawę z Rzeszowem, oraz z 8 do 4 rejsów na trasie z Gdańska do Poznania. Jedyne połączenie, na którym częstotliwość lotów wzrośnie to trasa Warszawa – Wrocław, z 28 do 34 rejsów tygodniowo.
- Najważniejsze nasze trasy to te, które łączą główne miasta Polski z Warszawą, ale też połączenie Szczecin-Warszawa. Te trasy zostają. Reszta będzie musiała z naszej siatki wypaść. W samym czerwcu przewieźliśmy prawie 141 tys. pasażerów, zarobiliśmy w tym miesiącu brutto ponad 21 mln zł - mówił na wczorajszej konferencji prasowej Jarosław Frankowski, dyrektor zarządzający OLT Express (więcej o cięciach połączeń tutaj).
Oficjalnie cięcia mają związek z wycofaniem przez linię sześciu samolotów typu ATR. - Okazuje się, że w systemie lowcostowym nie da się operować na ATR-ach, dlatego tniemy wszystkie operacje wykonywane na tych samolotach. W ten sposób będziemy w stanie doprowadzić do pokrycia kosztów operacji realizowanych na Airbusach. W chwili obecnej średnie wpływy na pasażera wynoszą około 150 zł. Musimy podwyższyć ceny naszych biletów, ale nie zrobimy tego w sposób dramatyczny. Za 99 zł będziemy oferować teraz około 30-33 proc. miejsc. Tę lukę wypełnimy biletami za 199 zł. Nasze średnie ceny wyniosą 185 zł na pasażera. To spowoduje, że na najważniejszych trasach będziemy rentowni. Średni wpływ jednostkowy po podwyżce cen biletów wzrośnie średnio o 25 zł na pasażera. Z 90 miejsc na samolocie ograniczymy liczbę najtańszych biletów do 45 - 30 miejsc - wyjaśnił dyrektor OLT Express.
W tej sytuacji nowego znaczenia nabierają wcześniejsze zapowiedzi szefów OLT Express, że nie ma linii kolejowej w Polsce, która mogłaby konkurować czasem. Tani przewoźnik lotniczy od początku nie uruchamiał na trasach Warszawa – Kraków/Katowice, gdzie kolej dysponuje bardzo dobrą ofertą. Nie udało mu się także zawojować połączeń, na których czas jazdy pociągiem jest konkurencyjny wobec transportu samochodowego, jak chociażby z Warszawy do Poznania i teraz z Poznania do Gdańska.