Budowa metra ma funkcję miastotwórczą: rozwijają się dzielnice, powstają nowe miejsca pracy, podnoszą się ceny nieruchomości, a otwarcie podziemnej kolei zazwyczaj wymusza na mieszkańcach radykalną zmianę preferencji komunikacyjnych. Ale jest też druga strona medalu: budowa 1 km linii metra kosztuje tyle co 25 km linii tramwajowych, wielokrotnie wyższe są też koszty utrzymania.
„Budować czy nie budować” – o to spierali się uczestnicy debaty „Metro w Krakowie i innych polskich miastach”, która odbyła się podczas krakowskiego Kongresu Infrastruktury Polskiej.
– Metro wywołuje poważne reperkusje. Budowa metra to równolegle olbrzymia przebudowa starych instalacji podziemnych. Jednocześnie należy zauważyć, że metro to szereg korzyści: przyciąga inwestorów, kreuje nowe wyzwania. Nie ma przypadku, żeby budowa metra odtwarzała stan istniejący nad ziemią sprzed rozpoczęcia inwestycji – zauważył dr Radosław Żołnierzak, członek zarządu Metra Warszawskiego.
Wtórował mu Marcin Wiśniewski, wiceprezes ZUE SA. – Ktoś kiedyś zdecydował o budowie metra w Londynie, Glasgow… Metro ukierunkowuje rozwój miasta, podobnie zresztą jak tramwaj – powiedział Wiśniewski, zauważając jednak, że co do zasady, mankamentem decyzji o rozpoczęciu budowy metra jest fakt, że mieszkańcy nie lubią czekać na otwarcie podziemnej kolei. Wieloletnie procedury związane z przygotowaniami, a potem z budową, powodują że w powszechnym odczuciu społecznym, lepiej (bo – szybciej) jest budować linie tramwajowe.
Takie podejście zanegował Tomasz Szuba, prezes Tinesa. – Tramwaj jest alternatywą dla autobusu, ale nie dla metra. Żaden tramwaj nie przewiezie 10-12 tys. osób w ciągu godziny. W Ałma-Acie pierwszy odcinek metra budował się 20 lat. Ale w tej chwili jest plan, żeby co 2 lata otwierać 2-3 kolejne stacje. Taka jest presja społeczna. Wpływa to niesamowicie na rozwój tego miasta. Metro podnosi cywilizacyjny poziom metropolii. 20 lat temu samochodów w Polsce było 500 tys., teraz jest 20 mln. Gdzie będziemy za 20 lat? W Brukseli i wielu innych miastach Europy Zachodniej wszyscy, także „białe kołnierzyki”, jeżdżą do pracy komunikacją miejską. Samochodów prawie się nie używa – zauważył Szuba.
Więcej na ten temat - w arykule na portalu rynekinfrastruktury.pl