W poniedziałek, 2 września nastąpi korekta rocznego rozkładu jazdy pociągów. PKP PLK ogłosiła już na swojej stronie internetowej (www.rozklad.plk-sa.pl) nowy rozkład. Jak zwykle w takich sytuacjach, podróżni muszą się przygotować na bałagan. Tradycyjnie bowiem, rozkład dostępny na stronie PKP PLK zawiera inne dane niż rozkłady publikowane w innych źródłach. Nie ma co owijać w bawełnę – sprawę trzeba po imieniu określić mianem skandalu.
Pierwszy przykład z brzegu. Rozkład dostępny na stronie PKP PLK i, równolegle, dane zawarte w portalu rozklad.pkp.pl. Stacja Szlachta, pociągi Arrivy w kierunku Wierzchucina. Pod adresem www.rozklad.pkp.pl znaleźć można np., pod datą 2.09.2013 r., pociąg nr 9942, rzekomo kursujący od poniedziałku do soboty, odjeżdżający ze Szlachty o godz. 16.30 (źródło). Według danych PKP PLK, pociąg 9942 kursuje natomiast tylko w soboty, natomiast pociąg w podobnej porze kursujący w dni robocze, wyjeżdża ze Szlachty o godz. 17.24 (źródło).
Wyszukiwanie pociągów w obu źródłach odbyło się w sobotę 10 sierpnia wieczorem, w odstępie ok. 25 minut. Doświadczenie uczy, że gdy Arriva opublikuje za kilkanaście dni swój nowy rozkład, to będzie się on różnić od obu wymienionych źródeł. Jak nie w przypadku tego, to innego pociągu – albo innej trasy, albo innego przewoźnika.
Znawcy branży doskonale wiedzą, że nie jest to przypadek odosobniony. Chaos związany z publikowaniem rozkładów jazdy staje się poważnym problemem. Który wpływa na pogarszanie się wizerunku kolei w stopniu nie mniejszym niż np. rozpadające się pod własnym ciężarem prowincjonalne dworce.
Warto na tę kwestię nie patrzeć „po kolejowemu” – przerzucając się nawzajem odpowiedzialnością i zrzucając ją jednocześnie na wiążące ręce (?) przepisy – ale z punktu widzenia pasażera. Który jeśli 10 sierpnia sprawdził, że ze Szlachty do Wierzchucina odjeżdża 2 września pociąg o godz. 16.30, to powinien móc bezstresowo przyjść na stację w Szlachcie 2 września o godz. 16.28 i wsiąść do czekającego nań pociągu. W tym rejonie nie prac inwestycyjnych. A nawet gdyby były – 3 tygodnie nie są aż tak długim okresem, żeby nie można było rozplanować robót i opublikować zgodnego z rzeczywistością rozkładu jazdy.
Mamy XXI wiek. Do konstruowania rozkładu już dawno nie używa się liczydeł, lecz programy komputerowe. Czy zatem w ślad za rozwojem techniki nie może postępować większa dbałość o pasażera? Czy nie jest możliwa sensowna nowelizacja kilku ustaw i w ślad za tym wprowadzenie kilku sensownych rozporządzeń, dzięki którym zainteresowane podmioty miały obowiązek publikować rozkłady jazdy w tym samym terminie i – paradoksalnie, trzeba to wyartykułować – z tą samą treścią? Czy „niedasizm” nadal musi w polskich realiach wygrywać z szacunkiem dla klienta?
To nie jest demagogia. Nie apeluję w tym tekście, żeby do każdej wsi w Polsce dojeżdżał Pendolino. Zwracam natomiast uwagę na sprawę małą, ale niezwykle ważną. Trzeba podjąć działania, nazwijmy to, wizerunkowe, dzięki którym podróżny ze Szlachty (i dziesiątek innych polskich miejscowości) nie przesiądzie się z pociągu do busa. Który, choć zdezelowany i z rozkładem jazdy przywieszonym taśmą klejącą do słupa, to jednak tego rozkładu się trzyma.