Pożar kabli, który doprowadził w poniedziałek i wtorek do chaosu w sieci kolei miejskiej (S-Bahn) w Berlinie to nie wypadek, ale działanie celowe. Umieszczony wczoraj w internecie list z przyznaniem się do zamachu policja niemiecka uznała za autentyczny. Jego autorami są lewicowo-autonomiczni działacze, protestujący w ten sposób przeciwko polityce atomowej, militaryzmowi i rasizmowi.
W poniedziałek i wtorek dziesiątki tysięcy berlińczyków i turystów nie mogło w pełni korzystać z lokalnej komunikacji kolejowej. Utrudnienia dotknęły przede wszystkim podróżujących w kierunku wschodnim, jako że pożar powstał w pobliżu węzłowej stacji wschodniej Ostkreuz. Ekspeci kryminalistyki znaleźli na miejscu pożaru także ślady substancji zapalnej oraz napis "Look down".
Wszyscy berlińscy politycy jednogłośnie potępili zamach. Rainer Wendt z rządzącej w stolicy Niemiec partii socjaldemokratycznej (SPD) postuluje lepszą ochronę infrastruktury. Przypadek z poniedziałku pokazał bowiem, jak wrażliwe na ataki są sieci komunikacyjne, energetyczne, informatyczne i telekomunikacja. Na skutek awarii w okolicy nie działały również częściowo sieci komórkowe.