Anna Kostecka, „Rynek Kolejowy”: Jak układała się pana współpraca z Arseniuszem Romanowiczem?
Andrzej Pańkowski, architekt wnętrz i plastyk: Wspaniały facet. Współpraca z nim to była sama przyjemność. Chyba ani razu się nie pokłóciliśmy. Nawet mając niejednokrotnie inne zdanie.
Dworzec Warszawa Centralna budzi mieszane uczucia. Skąd tak dużo głosów krytycznych?
Kolej, kolej i jeszcze raz kolej – to główny winowajca. Brud, smród i ubóstwo. Od początku do końca. Prawdopodobnie ta cała dyskusja dotycząca dworca kolejowego jako czegoś strasznego w centrum Warszawy, powstała w wyniku tych właśnie czynników.
W momencie, w którym na przyjazd Breżniewa był on otwierany z wielką pompą, było tam czysto. Później niestety o tę czystość było trudniej. Hulaj dusza – to, co wyczyniano z dworcem kolejowym i parkingami: jakieś budki, kebaby… Tragedia. Już nie mówiąc o sanitariatach. Zazwyczaj jest tak, że jak się coś posiada, to się o to dba, sprząta się. Na dworcu zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Zrobiono parking, a w wycyzelowane przez Romanowicza słupy podpierające dach zaczęto wbijać jakieś kotwy. Jak brałem udział w spotkaniu związanym z rocznicą działalności Romanowicza, to tam nawet specjalnie zajrzałem, żeby zobaczyć co się dzieje. Tragedia. Teraz to się trochę oczyściło, ale też mam zastrzeżenia.
Zarzuty dotyczą też samej bryły…
Pojawiały się głosy krytyczne. Niektórzy mieli zarzuty dotyczące projektu Romanowicza, archaicznego zadaszenia. A to były przecież inne lata. Ta architektura się szalenie zmienia. Nam przed przyjazdem Breżniewa powiedziano, że to ma być wielkie, stąd ta kubatura, która jest obecnie krytykowana. W dzisiejszych czasach tyle kubatury zmarnować, to rzeczywiście nie do pomyślenia. Ale dworca nie budowaliśmy przecież dzisiaj.
Jak ocenia pan efekty ostatniej modernizacji?
Też mam zastrzeżenia. Może nie ma już takiego brudu, ale skąd te kioski w hali głównej? Po co one są? Po to, żeby za sekundę zmarniały? Wywołaliśmy burzę po wielu latach koszmarnego użytkowania dworca. Teraz mamy użytkowanie w miarę dobre, al niestety, już się to sypie. Według mnie na hali mogłyby znajdować się jedynie mocne siedziska. Ewentualnie kiosk z prasą. I też zrobiony z „bunkra”, masywny, a nie szklany. Kubiki są zbyt lekkie.
W trakcie prac przymierzaliśmy się od razu do dużych balustrad z dużego marmuru robionego na mocnej szybie, to było jedyne wyjście. To musiało to być masywne, ponieważ pasażerowie obijali się o nie walizkami i torbami. Moim zdaniem te balustrady powinno się odświeżyć, a nie je likwidować.
Jaki element projektu był dla pana Romanowicza szczególnie istotny?
Oczkiem w głowie pana Romanowicza były kolumny, które cyzelował. Spieraliśmy się o nie. Według mnie były za bardzo wyrafinowane jak do takiej topornej konstrukcji. Te za bardzo wycyzelowane słupy trzymały dość lichą blachę falistą. Blacha ta nawet w tamtym czasie nie była najszczęśliwszym elementem. Nie było jednak nic innego Teraz na pewno Arseniusz, a i ja, jeżeli mógłbym doradzić, zmienilibyśmy te blaszane materiały. Ale to były inne czasy.
Czy budżet, którym panowie dysponowali był ograniczony?
Właśnie nie. Otóż to, budżet nie był ograniczony. Jedynie warunki techniczne. To było na zasadzie Pałacu Kultury i Nauki. Tam mogły iść każde pieniądze. I tu właściwie też. Ani razu nie padło słowo „taniej”. Natomiast poważnym ograniczeniem w stosunku do tego, co mamy dzisiaj, były możliwości techniczne.
Dla pana Romanowicza szczególnie ważne były wspomniane już kolumienki, ja za swoje osiągnięcie uważałem okrągłe wejścia z czarnego marmuru. Niestety, zamiast kurtyn powietrznych, które w tym czasie bardzo szwankowały, zrobiono z tego przedsionki. Cała myśl została zniszczona.
A czy ówczesne władze miały jakieś sugestie dotyczące projektu?
Zabawna historia. Ja zupełnie nie czułem nacisków dotyczących tego, jak ma wyglądać wnętrze dworca. Istotne były tylko możliwości techniczne… i przyjazd Breżniewa. Ale poza tym nic. Wydaje mi się, że do projektowania to był bardzo fajny okres. Oczywiście nie było takich możliwości technicznych jak teraz, ale wydaje mi się, że swobodę miałem. Jedyną osobą, która mogła mi stawiać wymagania, był Arseniusz Romanowicz. On był nade wszystko. Moje prezentacje wnętrzarskie były prowadzone przez Pracownię Sztuk Plastycznych, tam musiałem je przedstawiać. Ale nie przypominam sobie, czy przedstawiałem je w Ministerstwie Komunikacji. Chyba jedynie kurtuazyjnie i fragmentarycznie. W Pracowni natomiast projekty od strony plastycznej oceniała komisja. Tak więc od strony gospodarza to Romanowicz wywierał na mnie wpływ. Lub nie wywierał, różnie to było. Ale ja chyliłem czoła przed nim. A od strony artystycznej – pracownie sztuk plastycznych, które były moim zleceniodawcą.
Co należałoby obecnie zmienić na dworcu?
Największym złem jest czoło budynku. Rynna wyszła na zewnątrz, łuk wyszedł na zewnątrz i nadwieszenie. Tego nie udało się połączyć. Dobrze by było, gdyby z tym udało się coś zrobić. Złym pomysłem są też te kioski. One zagracają tę halę. Są za lekkie do tej skali.
Co jeszcze należałoby usunąć z hali głównej dworca?
Podejście pod kasy. Wygląda jak tasiemka budowla. Jak na drodze prowadzone są prace, oznacza się je taką taśmą. Wygląda podobnie. Nie wiem, jak należałoby to rozwiązać. Jeżeli chodzi o halę i dojścia do peronów, to ja zachowałbym swoje. I hala pusta. Oczywiście tylko mocne siedzenia, może też oparte o piaskowiec.
A jak ocenia pan perony?
Nie potrafię wypowiedzieć się na temat peronów. One nie były za bardzo udane. Nie pamiętam, co teraz znajduje się na ścianach. My zdecydowaliśmy się na płukany beton. Nie wpadliśmy jednak na to, że będzie on ciężki do mycia. To był płukany żwir w betonie.
Na peronach znajduje się obecnie graffiti. Nie przeszkadza to panu?
Jestem temu przeciwny. Z bardzo prostej przyczyny. Graffiti jako pewnego rodzaju sztuka musi mieć miejsce. Mam tu na myśli opuszczone fabryki. Nie przypominam sobie, jak to wygląda w tej chwili. Wydaje mi się jednak, że to nie jest najlepsze miejsce na graffiti.
A reklamy na dworcu?
Jestem za tym, żeby coś się działo. Tylko reklamy muszą być jednak porządne. Jest pas z jednej strony dworca Centralnego i z drugiej od strony hotelu Marriott. Od strony hotelu wiszą „skrzynkowe” reklamowe napisy, trzymające ten pas, a na dużym pasie znajduje się reklama niewyważona, umieszczona w złym miejscu. Pierwsza rzecz – kazałbym zamalować tę „reklamkę”. Albo robimy pas na reklamy, ładujemy tam świetne skrzynki, coś się dzieje. Należałoby to robić pod czyimś kierunkiem.
Czy projektując wnętrza, starał się pan nawiązać do wystroju wnętrz dworca, który został zniszczony w czasie II wojny światowej?
Nie, to było zupełnie inne. Nie interesowałem się tym starym dworcem. Zupełnie nawet nie kojarzę, co tam było. On był utrzymany w stylu lat 20. i 30., charakterystyczny dla tego okresu.
Obok dworca Centralnego znajduje się centrum handlowe Złote Tarasy…
Jeżeli ktoś mówi, że dworzec Centralny jest dziwolągiem, to ja od razu pytam, jak wielkim dziwolągiem są Złote Tarasy. Taka parka się stworzyła. Źle oceniam ten budynek.
Jak pan ocenia pozostałe warszawskie dworce?
Warszawa Zachodnia jest w takim miejscu, że tam można wszystko. Stolica rozrasta się w tym kierunku. Śródmieście miasta zaczyna się tam powoli przesuwać. W pewnym momencie wchłonie i tereny dworca.
Chyba odszedłbym w tym wypadku od takiej kubatury jak w przypadku dworca Centralnego. To były inne czasy, teren nie był drogi, nie był na wagę złota. Taka kubatura w śródmieściu może budzić zastrzeżenia. Zabawne, że ja się wcale nie dziwię pewnego rodzaju dyskusji na ten temat. Była nagonka na to, że dworzec ten marnuje teren. Z drugiej strony możemy pytać, po co w centrum PKiN. Ten dworzec, poza pewnymi mankamentami, też wrósł w obraz miasta.