W poniedziałek (28 lipca) Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepis pozwalający kontrolerom biletów na karanie grzywną pasażerów, którzy nie podporządkują się ich poleceniom, jest niezgodny z konstytucją. „Może wymuszać na podróżnych podporządkowanie się nawet arbitralnym, bezzasadnym i nieadekwatnym do zaistniałych sytuacji poleceniom” – czytamy w komentarzu TK do wyroku. Czy oznacza to, że gapowiczom nic nie grozi? Nie. Raczej, że nie zostaną ukarani w absurdalnej sytuacji.
Dwa lata temu na stacji metra Centrum w Warszawie doszło do solidnej szarpaniny między kontrolerem biletów a gapowiczem, który próbował uciec. Skończyło się na wykręceniu ręki i rzuceniu o ziemię. Inni pasażerowie zrobili zdjęcia, a ZTM musiał odpowiadać oburzonym warszawiakom. – Przypominam, że w świetle prawa próba ucieczki kontrolerowi jest wykroczeniem i w takiej sytuacji kontroler może zatrzymać gapowicza – tłumaczył wtedy rzecznik warszawskiego ZTM Igor Krajnow.
Reprezentujący Prokuratora Generalnego mec. Wojciech Sadrakuła przytaczał w poniedziałek, tuż po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego, inną historię, która skłoniła urząd do zajęcia się zakresem uprawnień kontrolerów. W rozmowie z Gazetą Wyborczą opisał przypadek kobiety, którą okradziono w komunikacji miejskiej, ale przez kontrolera została potraktowana jak gapowiczka. Gdy czekali na przyjazd policji, kontroler zabronił jej usiąść na ławce, kazał stać.
I zgodnie z dotychczasowymi przepisami miał do tego prawo, a nawet, gdyby jednak usiadła, mógłby ją ukarać mandatem. Trybunał uznał, że takie prawo narusza konstytucję. Zakwestionowany przepis straci moc prawną z chwila opublikowania wyroku w Dzienniku Ustaw, zwykle trwa to 1–2 tygodnie.
Bez biletu, bez mandatu, bez dowodu
Nie chodzi o to, by kontroler w ogóle nie miał prawa zatrzymać gapowicza. Prokurator podkreślał we wniosku, do którego dołączył się też Sejm reprezentowany przez Ryszarda Kalisza, że przewoźnik ma prawo wymagać, by pasażerowie płacili za przejazd i egzekwować opłaty. Tylko że konstytucja każdemu gwarantuje nietykalność i wolność osobistą (art. 41), a ich ograniczenie może nastąpić wyłącznie ustawą i wyłącznie w uzasadnionych, wymienionych zresztą w konstytucji przypadkach (art. 31). Kontroler ma więc prawo ująć pasażera tylko w sytuacji gdy ten nie ma biletu, nie chce zapłacić kary i odmawia pokazania dokumentu tożsamości. Zresztą w tej sytuacji – argumentowali skarżący – może to zrobić tylko w celu jak najszybszego przekazania go policji, która sprawdzi jego dane. Takie ograniczenie konstytucyjnych swobód jest sensowne i zasadne.
Problem w tym, że artykuł 87b Prawa przewozowego do tej pory nakładał karę grzywny na podróżnego, „…który w czasie kontroli dokumentów przewozu osób lub bagażu nie pozostał w miejscu przeprowadzania kontroli albo w innym miejscu wskazanym przez przewoźnika lub organizatora publicznego transportu zbiorowego albo osobę przez niego upoważnioną do czasu przybycia funkcjonariusza Policji lub innych organów porządkowych.”
Zwróćcie uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze nie chodzi o grzywnę za jazdę bez biletu, ale za niepodporządkowanie się poleceniom kontrolera. Po drugie nie chodzi o gapowicza, ale o każdego podróżnego. Również o gapowicza, który nigdzie uciekać nie chce, jak kobieta z historii mec. Sadrakuły. Tak naprawdę kontroler mógł zagrozić grzywną każdemu, kto czekając na policję nie zachowywał się według jego poleceń. Prokurator Generalny i Sejm uznali, że art. 87b Prawa przewozowego jest zbyt szeroki, a przez to niekonstytucyjny. Trybunał Konstytucyjny się z nimi zgodził.
Więcej na portalu Transport-Publiczny.pl