Najpierw manifestacja związkowców z Tramwajów Śląskich pod Urzędem Miejskim zakończona ich wdarciem się do sekretariatu prezydenta, potem sesja, na której radni zdecydowali, że nadchodzącemu referendum do Parlamentu Europejskiego nie może towarzyszyć pytanie o przyszłość tramwajów. Wszystko, zdaniem urzędników rozbija się o kompetencje.
To bowiem nie radni, ani tym bardziej mieszkańcy mogą decydować o "być albo nie być" tego środka lokomocji, a zgromadzenie członków Komunikacyjnego Związku Komunalnego GOP.
Zygmunt, nie zabijaj tramwai! - ten nieortograficzny apel skierowany do prezydenta Zygmunta Frankiewicza był jednym z kilkunastu, jakie znalazły się na transparentach związkowców. Pod oknami jego gabinetu protestowali przedstawiciele wszystkich działających w TŚ związków zawodowych. W stronę budynku poleciał pomidor.
- Walczymy o swoje miejsca pracy, ale i o najtańszy oraz najbardziej ekologiczny środek komunikacji dla mieszkańców. W zajezdni gliwickiej pracuje 130 motorniczych. Ci, którzy nie będą obsługiwać linii w innych miastach, zostaną zwolnieni - mówił "PDZ" Janusz Ziober z WZZ Sierpień 80.
W Gliwicach plany likwidacji dotyczą tramwajów nr 1 i 4. Obie linie są deficytowe. Do obsługi "czwórki" w tym roku trzeba będzie dołożyć ponad 900 tys. zł, do "jedynki" ponad 2,3 mln zł. Urząd Miasta nie chce dłużej finansować zdezelowanego taboru i nieremontowanych od lat torowisk. Protestujący natomiast argumentują, że tramwaje przegrywają z autobusami, które miałyby ewentualnie je zastąpić, bo przez lata samorząd wspierał finansowo Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej. Ten, ich zdaniem, dzięki temu mógł kupować nowoczesne autobusy. Podkreślają też, że tramwaj to ekologiczny i bardziej przyjazny środek lokomocji.
Kilka tygodni temu w mieście zawiązał się Obywatelski Komitet Obrony Tramwajów. Z petycją o przeprowadzenie referendum do Urzędu Miasta zwróciła się też Rada Osiedlowa Środmieście. Oba gremia łączy m.in. osoba Andrzeja Pieczyraka, który w zeszłym roku zainicjował zbieranie podpisów o referendum w sprawie odwołania Zygmunta Frankiewicza. Jednym z argumentów zakończonej porażką akcji była niezałatwiona przez urzędników kwestia wyprowadzenia tranzytu TIR-ów z centrum miasta. Kolejna referendalna próba także nie powiodła się. M.in. dlatego, że urzędnicy uznali, że to nie oni są adresatem żądań, co okazało się podczas sesji.
- Rada Miasta nie może wpływać na inny organ, czyli na KZK GOP, bo zakwestionowałby to nadzór prawny wojewody - mówił m.in. prezydent Zygmunt Frankiewicz.
Tym samym na starcie padła propozycja Michała Jaśnioka, by przeprowadzić konsultacje społeczne. Z odpowiedzi prezydenta radny dowiedział się też, że nawet gdyby doszło do referendum, czy konsultacji, to opinia mieszkańców nie musi być wiążąca dla zgromadzenia członków KZK GOP.
Upadł tym samym pomysł, by dla ograniczenia kosztów referendum przeprowadzić jz wyborami do Parlamentu Europejskiego. Głosowanie "dwa w jednym" miałoby obniżyć koszty całego przedsięwzięcia, a jak stwierdził radny Marek Berezowski, byłyby one porównywalne z kosztem ustawienia sztucznej choinki przy ul. Dworcowej. Przypomnijmy, kosztowała ona 190 tys. zł. Stanowisko urzędników, opierających się na zaleceniach Państwowej Komisji Wyborczej jest jednak takie, by nie łączyć obu głosowań.
Kiedy więc rozstrzygnie się los gliwickich tramwajów? Jak powiedział nam Marek Jarzębowski, rzecznik Urzędu Miasta, zapewne w połowie maja.
- Przedstawicieli wszystkich miast wchodzących w skład KZK GOP zapoznamy m.in. z kosztami dalszego utrzymania obu linii. To od nich będą zależeć kolejne decyzje - podkreśla Marek Jarzębowski.