Ostatnio w mediach pojawia się dużo informacji, o pozytywnych zmianach na polskich kolejach. Modernizowana jest infrastruktura linii kolejowych, odnawiany jest tabor, ceny biletów są obniżane. Jest jednak i druga strona medalu.
Otrzymaliśmy list, w którym jeden z pasażerów opisuje nieciekawą sytuację, którą przeżył w trakcie swojej ostatniej podróży. Publikujemy go poniżej.
"Cała sprawa dotyczy znanego pociągu „Monciak-Krupówki”, o którym pisano wielokrotnie, chociażby w kontekście akcji „Orange Kino Letnie”. Spółka PKP Intercity reklamowała ten skład, m.in. jako ten którym można bezpiecznie dojechać znad morza w góry i odwrotnie, ze względu na obecność ochroniarzy. Niestety, obecnie trudno jednak powiedzieć cokolwiek pozytywnego o wspomnianym pociągu. W miniony weekend, a konkretnie w nocy z piątku na sobotę, pociąg do Zakopanego i Wisły Głębce, na stację Warszawa Wschodnia przyjechał z godzinnym opóźnieniem. Ten fakt można by jakoś zrozumieć, ze względu na modernizację linii E-65 z Warszawy do Gdyni. Natomiast zupełnie niezrozumiała jest polityka osób odpowiedzialnych za pojawienie się zapowiedzi o zaistniałych niedogodnościach. Informacja na temat opóźnienia pojawiła się na około 3 - 5 minut przed planowanym odjazdem pociągu. Zapewne pasażerowie, a było ich naprawdę wielu, znacznie bardziej wyrozumiale potraktowali całą sytuację, gdyby nie musieli do ostatniej chwili stać na deszczu na peronie.
W końcu pociąg przyjechał, oczywiście jak to było do przewidzenia, pełny ludzi jadących w góry na wypoczynek, a także kibiców zdążających do Chorzowa na mecz reprezentacji Polski. W wagonie sypialnym, w przedziale, okazało się że pozostali pasażerowie urządzili sobie zakrapianą imprezę, robiąc przy tym delikatnie mówiąc bałagan. O pozostałych efektach wzrokowych i zapachowych nie wspominając. Poproszony o interwencję konduktor WARS-u lekceważąco, używając kolokwialnego i niecenzuralnego języka stwierdził, że skoro współpasażerowie nabałaganili, to najlepiej ich obudzić i „poprosić”, żeby posprzątali. Na pytanie dlaczego sam tego nie zrobi, padła odpowiedź, że nie jest on osobą upoważnioną do wchodzenia do przedziałów, gdzie śpią podróżni. Niestety, mało kto będzie na tyle odważny, żeby w środku nocy, budzić dwóch znajdujących się pod wpływem alkoholu „dżentelmenów” i „prosić” ich o zrobienie porządków. Poza tym ciężko jest zasnąć, nawet w wagonie sypialnym, wiedząc o tym, w jakiej sytuacji się człowiek znajduje. W taki oto sposób w miarę normalnie zapowiadająca się podróż, przypominała raczej senny koszmar, jakiego nie chciałby chyba doświadczyć żaden podróżny."

*Fot. Kolejowa Agencja Fotograficzna