Likwidacja nierentownych połączeń kolejowych zawsze była problematyczna i prowadziła do zażartych dyskusji. „Do sprawy tej należy jednak podejść na spokojnie i zastanowić się czy w kilku przypadkach najlepszym rozwiązaniem nie byłoby wprowadzenia autobusowej komunikacji zastępczej” – w rozmowie z „Rynkiem Kolejowym” mówi Adrian Furgalski.
Przewoźnik kolejowy ma wozić ludzi, ale nie może tego robić przez pogłębianie deficytu. Czy w sytuacjach, które mają być przedmiotem korekty rozkładu jazdy IC, zależy nam na tym, że w tym miejscu relację ma obsługiwać pociąg z logo tej firmy, czy też ma być zapewniona komunikacja dla pasażera. W wielu przypadkach nie sposób uciec przed likwidacją pociągu i wprowadzeniem tańszych szynobusów bądź autobusowej komunikacji zastępczej, jak np. w Zamościu. Za Jacka Prześlugi też było sporo krytyki kiedy międzynarodowy pociąg do Wilna został zastąpiony autobusem. Jak się okazuje, rozwiązanie jest dobre. Niektórzy twierdzą, że wyjściem z sytuacji mogłoby być ograniczenie liczby wagonów tak aby odpowiadała ona liczbie podróżnych. Ciężka lokomotywa plus ile wagonów dla 25 osób? Nawet gdyby znalazła się w budżecie odpowiednia ilość pieniędzy, a budżet jest w dramatycznej sytuacji, czy utrzymywanie z pieniędzy podatników pociągów z których korzysta 30-40 osób miałoby sens? Nie oszukujmy się, że we wszystkich przypadkach jesteśmy w stanie zwiększyć frekwencję np. dziesięciokrotnie. W wielu przypadkach kiedy IC proponuje skrócić relacje, z danego miejsca odjeżdża po kilkunastu minutach w dalszą drogę pociąg osobowy. W kilku przypadkach możliwe jest dogadanie się z PKP PR i korekta ich rozkładu. Nie chodzi przecież o to, żeby jechał pociąg pospieszny konkretnej spółki, ale o to żeby zapewnić mieszkańcom danego regionu możliwość dostania się z jednej miejscowości do drugiej.