Władze regionu nie prowadzą żadnego lobbingu, aby ogólnopolskie inwestycje kolejowe nie omijały Śląska, nie mają także żadnego własnego planu rewitalizacji lokalnych linii np. do Wisły, choć co weekend korki na drogach są tam niemiłosierne - pisze na portalu „Koleje Śląska Cieszyńskiego” ksiądz Tomasz Bujok.
Poniżej, za zgodą autora, publikujemy całość tekstu:
Po likwidacji ponad 50 połączeń kolejowych w naszym regionie napisałem apel o ratowanie kolei na Śląsku (zobacz). Nie jestem takim marzycielem, żeby uwierzyć, że jeden apel jakiegoś pasjonata coś zmieni, choć... obecny rozkład jazdy Przewozów Regionalnych w naszym regionie jest lepszy od poprzedniego. Dlatego może warto pisać o kolei.
Ilekroć jadę pociągiem z Pruchnej do Katowic, to mogę zauważyć postępującą degradację tej linii. Wiem, że w jakiejś nieokreślonej jak na razie przyszłości przewidziana jest jej modernizacja, ale czy musi wcześniej dojść do jej całkowitej śmierci technicznej? W wielu miejscach obowiązują ograniczenia prędkości pociągów do 30 km/h. Wynikają one z jednej strony z fatalnego stanu technicznego torów a z drugiej z przejazdów kolejowych bez zabezpieczeń (tak jest w rejonie Tychów). Dlaczego to właśnie kolej ma odpowiadać za niefrasobliwych pieszych, czy kierowców na absolutnie podrzędnych drogach i ograniczać prędkość dziesiątek pociągów jeżdżących tą trasą codziennie? Za to powinien odpowiadać także zarządcą drogi kołowej. Inaczej kolej jest bardzo poszkodowanym podmiotem.
Drugą sprawą jest stan techniczny linii kolejowej. Odcinek Katowice-Zebrzydowice jest fragmentem ważnego europejskiego korytarza transportowego prowadzącego z Gdańska na południe kontynentu. Jeżdżą tędy nie tylko pociągi towarowe, ale także z założenia szybkie połączenia do Wiednia, Budapesztu, czy Pragi. Niestety Polskie Linie Kolejowe wolały do standardów europejskich wyremontować odcinek Zgorzelec-Legnica, po którym nie jeździ żaden pociąg z dozwoloną tam prędkością 160 km/h. Czyż nie jest to niegospodarność? Na odcinku Katowice-Zebrzydowice codziennie jeździ osiem pociągów, które mają techniczne możliwości, żeby jechać 160 km/h, lecz ze względu na stan torów jadą miejscami 30. Także szybkie połączenia do Tychów realizowane szwajcarskimi Flirtami mogłyby osiągać taką prędkość. Na Śląsku, który ma najbardziej gęstą sieć torów w Polsce, nie prowadzi się żadnych większych modernizacji na kolei. Zdaje się, że także włodarze regionu nie przywiązują do transportu kolejowego zbyt wielkiej wagi. Zakup wspomnianych już wcześniej 4 szwajcarskich Flirtów dzięki zaangażowaniu władz Tychów i zapowiedź kupna 8 Elfów wiosny nie czynią. Poza tym, jak tak dalej pójdzie, to te na wskroś nowoczesne pojazdy nie będą w stanie pokazać swoich walorów, bo nie będzie odpowiednich torów.
Wracając do linii Katowice-Zebrzydowice/Zwardoń: jest ona ważną z punktu widzenia regionu. To tu odbywa się komunikacja między Beskidami, Bielskiem a Katowicami. Jak to jest, że np. Wielkopolska, czy woj. zachodniopomorskie potrafią inwestować w kolej, a Śląsk nie? Władze regionu nie prowadzą żadnego lobbingu, aby ogólnopolskie inwestycje kolejowe nie omijały Śląska, nie mają także żadnego własnego planu rewitalizacji lokalnych linii np. do Wisły, choć co weekend korki na drogach są tam niemiłosierne.
Jesienią odbędą się wybory do samorządów różnego szczebla. Warto, aby kandydaci do sejmiku województwa odrobili lekcję z zakresu kolei, bo myślę, że nie tylko pasjonaci będą pytać o rozwój tego sprawnego i ekologicznego środka transportu w naszym regionie.
ks. Tomasz Bujok