Białostoccy szefowie PKP wycofali się z decyzji, która rozbawiła cały kraj poza dyrekcją PKP S.A. Podlaska kolej tak szukała oszczędności, że przestała płacić za utrzymanie zegarów (12 złotych miesięcznie za zegar). W tej sytuacji dyrekcja telekomunikacji kolejowej - właściciel zegarów - zdecydowała o ich zabraniu z białostockiego dworca i zapowiedziała, że podobnie będzie w całym województwie.
Jak już informowaliśmy w ubiegłym tygodniu samorząd wojewódzki ma pomysł na to, by zegary wróciły na dworzec. - Prawdopodobnie już w piątek podpiszemy umowę z bydgoską firmą Pixel Service na zakup trzech zegarów elektromagnetycznych - mówi Karol Tylenda, członek zarządu województwa.
Jak zapewnia producent, do zegarów nie jest potrzebna żadna obsługa. Są one synchronizowane za pomocą fal radiowych z zegarem atomowym, co gwarantuje dużą dokładność. Zegar sam również zmienia czas z letniego na zimowy i odwrotnie. Producent twierdzi też, że zegar pobiera mało energii. Jeden taki zegar kosztuje 10 tys. zł. Kto za to zapłaci? - Przede wszystkim wykorzystamy pieniądze z rezerwy marszałka. O dofinansowanie poprosimy też inne jednostki. W czwartek będę rozmawiał z Wojewódzkim Ośrodkiem Ruchu Drogowego i Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska - tłumaczy Karol Tylenda.
Jakdowiedział się Kurier Poranny, po zdjęciu zegarów w centralnej dyrekcji PKP zawrzało. Dyrekcja białostockich kolei dostała polecenie z Warszawy, aby jak najszybciej czasomierze wróciły na perony. -Jeszcze dziś spotkam się z przedstawicielami telekomunikacji kolejowej i podpiszę umowę. Zegary mogą ponownie pojawić się nawet w ciągu kilku godzin - zapowiedziała Halina Kurzyna, dyrektor Podlaskich Przewozów Regionalnych.
Czy wobec tego pomysł samorządu nadal ma sens? - Uważam, że to dobra propozycja. Wciąż staramy się oszczędzać na czym tylko można. Jutro porozmawiam z samorządem. Jeśli chcą zafundować zegary, to nie widzę przeszkód - dodaje.
Także samorząd chce rozmawiać z PKP na temat zegarów. - Widzę, że ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy. W tym wypadku być może zaproponujemy rozwiązanie pośrednie. Może za zegary zapłacimy pół na pół? - zastanawia się Karol Tylenda. - Dziś skontaktuję się w tej sprawie z prezesem spółki PKP Przewozy Regionalne, Januszem Dettlaffem. Żałuje tylko, że wcześniej nikt nie chciał z nami rozmawiać. Wówczas w ogóle nie doszłoby do skandalu.