Pociąg osobowy relacji Bydgoszcz - Gdynia Główna wykoleił się na przejeździe pomiędzy Kotomierzem i Pruszczem (Kujawsko-Pomorskie). Nikt nie ucierpiał, nastąpiły jedynie zakłócenia w ruchu kolejowym.
"Do wykolejenia pociągu, tzw. jednostki elektrycznej, doszło o godzinie 19.40, na przejeździe około 20 kilometrów od Bydgoszczy. Z torów wypadły koła dwóch pierwszych osi zestawu" - informował dyspozytor Rafał Lamparski z Zakładu Linii Kolejowych w Bydgoszczy.
Nikt z pasażerów, ani pracowników obsługi nie doznał obrażeń. Wykolejony pociąg zablokował oba tory. Na miejsce sprowadzono samochód ratunkowy, z którego pomocą wykolejony pociąg wstawiono na tory. Pasażerowie z wykolejonego pociągu udali się w dalszą podróż pociągiem, który został podstawiony od strony Pruszcza.
Lamparski zapewnił, że jeszcze przed godziną 23 ruch na trasie Bydgoszcz - Gdynia zostanie wznowiony.
„Gazeta Wyborcza” pisze o bohaterskiej postawie maszynisty wykolejonego pociągu:
„Gdyby nie Mirosław Cieślak, pod Bydgoszczą zginęłoby kilkadziesiąt osób. Tylko dzięki jego refleksowi nie doszło do zderzenia czołowego dwóch pociągów.
Pociąg osobowy relacji Bydgoszcz-Gdynia zbliża się do przejazdu w Kotomierzu (gmina Dobrcz). W środku jest kilkudziesięciu pasażerów. Nagle pociąg gwałtownie hamuje. Rozpędzona lokomotywa zostaje wyrzucona w powietrze i spada na sąsiedni tor, ciągnąc za sobą wagony. Pociągiem rzuca na lewą stronę, pasażerowie spadają z krzeseł.
- Betonową płytę na torze zauważyłem z odległości 50 metrów - opowiada maszynista pociągu Mirosław Cieślak. - Natychmiast zahamowałem, ale na zatrzymanie było już za późno. Przeraziłem się, bo widziałem nadjeżdżający z naprzeciwka drugi pociąg.
Do zderzenia ze składem towarowym pozostały sekundy, gdy Cieślak rzucił się do radiostopu. - To takie urządzenie, które zatrzymuje inne pociągi znajdujące się w pobliżu - tłumaczy maszynista. - Nie wiedziałem, czy zadziałało, bo przez tumany wzbitego kurzu nic nie było widać. Tylko modliłem się, by tak się stało.
Na szczęście automat zadziałał. Pociąg towarowy zatrzymał się 600 metrów przed wykolejoną lokomotywą. Żaden z pasażerów w wyniku awaryjnego hamowania nie odniósł obrażeń. Podróżni najedli się jedynie strachu. - Na pewno doszłoby do tragedii, gdyby nie przytomność maszynisty - mówi Tomasz Pilarczyk, wicedyrektor Zakładu Linii PKP w Bydgoszczy. - Cieślak w ułamkach sekund podjął właściwą decyzję. Gdyby zastanawiał się choć przez kilka sekund, ludzie by zginęli.
Policjanci, którzy przybyli na miejsce, szybko ustalili, jak betonowy blok trafił na torowisko. Okazało się, że przejazd uszkodził mieszkający w okolicy rolnik. Marek S. przejechał przez tory krótko przed pociągiem. Jechał pożyczonym od sąsiada ciągnikiem-koparką. Za sobą wlókł po ziemi łyżkę koparki, która przesunęła betonową płytę na tory. - Zauważył, co się stało, ale machnął ręką i pojechał dalej - mówią policjanci. - Zupełnie się tym nie przejął i jak gdyby nigdy nic - odjechał.
Rolnik został zatrzymany do dyspozycji prokuratury. - Najprawdopodobniej odpowie za spowodowanie katastrofy, w której śmierć mogło ponieść wielu ludzi - zapowiada podinspektor Norbert Niemielewski z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Po wypadku ruchliwa trasa kolejowa Bydgoszcz-Trójmiasto była zablokowana przez 5 godzin. W tym czasie pociągi kierowano objazdami. Pasażerowie wykolejonego składu czekali na zastępczy transport blisko półtorej godziny.
Maszynista, który zapobiegł katastrofie, mieszka w Pszczółkach pod Gdańskiem. Pociągi prowadzi od sześciu lat, na trasie Bydgoszcz-Trójmiasto jeździ regularnie. - Taka sytuacja zdarzyła mi się po raz pierwszy - mówi.