– Problem zwykle bierze się z tego, że pasażerowie, w zły sposób korzystają z biletów 20–minutowych – tłumaczy dyrektor ds. handlowych ZTM Grzegorz Dziemieszczyk. – Ale zawsze jeśli pasażer się odwoła i nie udowodnimy mu umyślnej winy, to wezwanie zapłaty jest anulowane. Sam anuluję od kilkunastu do kilkudziesięciu wezwań w miesiącu – dodaje.
Dziemieszczyk tłumaczył zamieszanie, do jakiego doszło na początku września, a zostało opisane przez „Gazetę Wyborczą”. Z powodu remontu w okolicach Pl. Wileńskiego tramwaje utknęły w korku a kontrolerzy biletów zaczęli sprawdzać pasażerów, z których wielu miało korzystać z biletów 20–minutowych. Po dłuższej dyskusji nie wypisywali mandatów. Inny czytelnik „Gazety” zwracał uwagę, że musiał zapłacić mandat, bo jego autobus, który według rozkładu powinien jechać 17 minut, pięć z nich stracił stojąc w korku.
– Nie może być tak, że czasowy bilet, nie z winy pasażera, będzie nieważny. I tu nie chodzi tylko o bilety 20–minutowe, ale wszystkie czasowe – tłumaczył wiceprezydent miasta Jacek Wojciechowicz i zapowiedział sprawdzenie procedur.
Dziemieszczyk sytuację sprzed kilku tygodni dokładnie sprawdził, zaznaczając, że ZTM nie poluje w zmasowany sposób na pasażerów, którzy utknęli w korkach.
– Kontrole przeprowadzamy we wszystkich dzielnicach, choć codziennie jest tak, że na jedną z nich zwracamy szczególną uwagę. Na początku września była to akurat Praga Północ. Nie miało to związku z korkami, bo przecież nie wiedzieliśmy, że tam będą – tłumaczy. – 1 września kontrolerzy przeprowadzili ok. 12 tys. kontroli i wystawili 694 wezwania do zapłaty, dzień później 10 tys. kontroli dało w efekcie 620 wezwań. Przez te dwa dni na Pradze Północ wystawiono w sumie 46 wezwań. Poza pięcioma wszystkie dotyczyły jazdy bez biletu. Wśród tych pięciu nie było żadnej sytuacji związanej z przekroczeniem biletu 20–minutowego, więc siłą rzeczy nie wpłynęło do nas żadne odwołanie.
Więcej na portalu Transport-publiczny.pl