Kontrowersyjna linia zaczęła przynosić korzyści. Chińczycy się cieszą, Tybetańczycy mniej.
Chińczycy potrafią dobrze wydawać pieniądze. Kolej tybetańska, jedno z ich największych przedsięwzięć (warte 4,7 mld USD), już przynosi profity. Liczba turystów, którzy odwiedzili ten niedostępny region w pierwszej połowie roku dzięki linii kolejowej z Pekinu do stolicy Tybetu Lhasy zwiększyła się dwukrotnie i przekroczyła milion osób.
Na boom turystyczny wpływ miały również linie lotnicze, które obecnie obsługują trzy lotniska. Liczba lotów do Tybetu wzrosła o 20 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem.
Większa liczba turystów niesie za sobą również większe wpływy. Od początku roku osoby odwiedzające Ty- bet zostawiły tam prawie 131 mln USD. Dla porównania, w 2006 r. kwota ta była o połowę mniejsza.
Każdy kij ma jednak dwa końce. Większość turystów przybywających do Tybetu to Chińczycy. Martwi to tybetańskich działaczy, którzy twierdzą, że napływ Chińczyków i masowa turystyka mogą zniszczyć odrębną kulturę tybetańską. Pojawiają się też głosy, że rdzenni mieszkańcy niewiele zarabiają na boomie. Może to się zmieni, bo liczba odwiedzających będzie rosnąć. Według szacunków, w 2010 r. do Tybetu trafi 6 mln podróżników.