Z okazji wczorajszego jubileuszu we Wrocławiu, Rzeczpospolita przeprowadziła wywiad z Wolfagangiem TĂślsnerem, wiceprezesem Bombardier Transportation na temat sutuacji kolei w Polsce i Europie oraz przyszłości transportu szynowego.
Rz: Polskie koleje od wielu lat mają ogromne problemy finansowe. Nie jest to zresztą wyłącznie polska przypadłość. Czy pana zdaniem kolej może w ogóle przynosić zyski?
Wolfgang TĂślsner: Tak, jest na to wiele przykładów. Musimy jednak rozróżnić przewozy towarowe i pasażerskie. PKP Cargo np. mogą być bardzo zyskowne. Próbują nawet przekraczać granice i przejmować inne spółki. Inaczej jest w przewozach pasażerskich. Dopóki państwo będzie nakładało na przewoźników obowiązek obsługiwania wszystkich tras w kraju, także tych, z których korzysta 10 - 20 pasażerów dziennie, dopóty nie będą oni mieli szansy na siebie zarabiać. Koleje, nawet państwowe, powinny skupić się na podstawowej działalności, czyli przewozach. Musimy też pamiętać, że każda próba prywatyzacji spółki kolejowej budzi duże emocje w społeczeństwie i jest problemem politycznym.
Rz: Uważa pan, że prywatyzacja kolei jest dobrym rozwiązaniem? Po sprywatyzowaniu kolei brytyjskich znacznie zwiększyła się liczba wypadków na torach.
WT: Trzeba odróżnić utrzymanie w dobrym stanie infrastruktury kolejowej od taboru kolejowego i samych przewozów. Większość wypadków w Wielkiej Brytanii była efektem złego stanu infrastruktury.
Rz: U nas zarówno infrastruktura, jak i tabor są w złej kondycji. Jak oszacowałby pan wielkość inwestycji kolejowych koniecznych w Polsce?
WT: Potrzeby są na pewno ogromne, jednak nie podjąłbym się spekulacji na konkretnych liczbach. Czekamy na inwestycje w kraju już od wielu lat. Mógłbym powiedzieć, że potrzebne inwestycje liczy się w miliardach, ale będę szczęśliwy, kiedy wreszcie pojawi się zamówienie na pięćdziesiąt milionów. Ciągłe odkładanie tych inwestycji na pewno rozczarowuje. Kiedy kupiliśmy wrocławski Pafawag w 1997 roku, liczyliśmy, że fabryka będzie produkować na rynek lokalny. Od tego czasu nie zrealizowaliśmy jednak w Polsce żadnego zamówienia. Mimo to w ciągu ostatnich ośmiu lat zainwestowaliśmy we Wrocławiu około 30 mln euro. Jeśli będzie taka potrzeba, zainwestujemy więcej. Wszystko zależy jednak od popytu.
Rz: Często pojawiają się opinie, że polskie koleje powinny kupować pociągi i tabor produkowane w kraju. Czy będzie tak, jeśli któreś z planowanych zamówień PKP przypadnie Bombardierowi?
WT: Na pewno przynajmniej część prac będzie wykonywana przez polskich pracowników. Mówiąc szczerze, byłoby dla nas lepiej nie utrzymywać w Europie aż tylu fabryk. Branża kolejowa kieruje się jednak własnymi prawami, wśród których bardzo ważne są względy polityczne. Z ekonomicznego punktu widzenia wystarczyłyby nam w Europie dwie, trzy fabryki, ale według polityków najlepiej jest, gdy zamówienia są realizowane przez zakłady położone tuż za rogiem.
Rz: Mimo oczywistych zalet kolej wciąż przegrywa konkurencję z transportem drogowym i powietrznym. Dlaczego, pana zdaniem, tak się dzieje?
WT: Należałoby o to zapytać polityków. Mimo wielu zapowiedzi ze strony rządów udział kolei w przewozach w Europie się zmniejsza. Problemem jest między innymi szybkość. Na przykład trasę Kopenhaga - Mediolan można pokonać samochodem ze średnią prędkością 30 km na godzinę. W przypadku kolei jest to 15 km na godzinę. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zupełnie nielogiczne. Ale dzieje się tak ze względów logistycznych i technicznych. W Europie funkcjonuje wiele różnych systemów sygnalizacyjnych i systemów zasilania lokomotyw elektrycznych. Właściwie w każdym kraju obowiązują też inne zasady przyznawania homologacji. Mam jednak nadzieję, że uda się rozwiązać te problemy. Transport szynowy na pewno ma przyszłość.
Rozmawiał Andrzej Krakowiak