Pociąg z Gdyni miał już godzinę spóźnienia, gdy wjechał do Kutna. Tam dyspozytor zadecydował, że postoi kolejną godzinę. Pasażerowie siedzieli w lodowatych, pozbawionych ogrzewania wagonach - opisuje podróż sprzed tygodnia "Dziennik Łódzki".
Gdy, jak pisze czytelnik "Gazety Łódzkiej", pociąg z Gdyni wtoczył się do Kutna, była godz. 22.05, opóźnienie sięgało godziny, a ogrzewanie w części pociągu przestało działać. "Wtedy konduktorka uprzejmie poinformowała, wprawiając wszystkich podróżnych w osłupienie, że postój pociągu potrwa ok. 30 minut\'\' - pisze czytelnik "GŁ".
- W sytuacji piątkowego załamania pogody byliśmy zmuszeni do podejmowania decyzji o prowadzeniu ruchu pociągów w trybie doraźnym - tłumaczy "Gazecie Łódzkiej" Beata Czemerajda z Biura Komunikacji Korporacyjnej PKP Intercity.- Pracowaliśmy nad tym, aby każdy z pasażerów dotarł do wyznaczonego celu. W przypadku pociągu TLK podjęliśmy decyzję, że będzie czekał 53 minuty na pasażerów opóźnionego połączenia z Berlina.
Według Czemerajdy, pogoda w Niemczech była jeszcze gorsza niż w Polsce. Zaś gdyby pociąg naszego Czytelnika nie miał długiego postoju, podróżni, którzy jechali z Berlina, a chcieli trafić do Łodzi, na następną okazję przesiadki czekaliby w Kutnie aż do godz. 2.39 w nocy. Na Kaliskim pojawiliby się o 4 nad ranem.
Więcej