- Mazowieccy posłowie bronią siedleckiej filii Stadlera zatrudniającej kilkudziesięciu pracowników, interweniując w Sejmie, ministerstwie spraw wewnętrznych, a nawet u premiera. Tymczasem nikt nie pomyśli o ZNTK Mińsk Mazowiecki, które zapewne będą musiały zwolnić 200-250 osób - uważają przedstawiciele PESY Bydgoszcz.
- Od 2007 roku firma Stadler stworzyła ponad 160 wysoko wykwalifikowanych miejsc pracy w swoim zakładzie w Siedlcach, gdzie wyprodukowane zostało m.in. 14 pociągów dla województw mazowieckiego i śląskiego. Od tego czasu firma nie otrzymała żadnego zamówienia z rynku polskiego, które pozwoliłoby na utrzymanie zatrudnienia, mimo iż odwołania złożone przez firmę uzyskały pozytywne wyroki sądów oraz Krajowej Izby Odwoławczej – uważa Stanisław Skalski, członek zarządu i dyrektor handlowy w Grupie Stadler Rail. - Firma zamiast zwalniać swoich pracowników, postanowiła przesunąć część zamówień z zakładów w innych krajach do Siedlec, aby zapewnić dalsze funkcjonowanie polskiej fabryki. W ten sposób firma udowodniła, że jest poważnie zaangażowana na rynku polskim i czuje się lojalna wobec swoich pracowników. Nie wszystkie firmy w takiej sytuacji mają możliwość lub chęć zachowania się podobnie - twierdzi.
Spór związany z dwoma przetargami na dostawy ezetów dla Kolei Mazowieckich nie zamiera. Przypomnijmy, że w przetargu na 20 pociągów zwyciężyła PESA, która zobowiązała się wyprodukować dla KM składy ELF. Przeciwko takiemu rozstrzygnięciu zaprotestował szwajcarski Stadler. Firma zwracała uwagę, że bydgoski producent nie spełnił wymogów narzuconych przez zamawiającego. Warunkiem dopuszczenia do przetargu było wyprodukowanie 10 pojazdów o prędkości maksymalnej 160 km/h, które posiadają ważne dopuszczenie do poruszania się z taką prędkością. Pomimo tego, samorząd mazowiecki zdecydował się na podpisanie umowy z PESĄ. Sąd przyznał jednak rację Stadlerowi, co oznacza, że komisja przetargowa będzie musiała ponownie ocenić oferty złożone w przetargu. Według sądu, propozycja PESY nie może jednak być brana pod uwagę, jako nie spełniająca wymogów narzuconych przez zamawiającego. Tymczasem minął już miesiąc od tego orzeczenia, a procedura nie rusza. - Otrzymaliśmy pismo od marszałka, że umowa "jest zawieszona" - informuje Zbigniew Wojciechowski, dyrektor marketingu pojazdów szynowych w PESIE. - Jest wątpliwość prawna, czy orzeczenie to jest w ogóle wykonalne - uważa rzecznik firmy, Michał Żurowski. - Sąd nie odniósł się w wyroku do tego, że umowa zamawiającego z PESĄ została już zawarta. Nie wziął też pod uwagę tego, że to jest już inne stadium postępowania. Co więcej, sąd przyjął, że dopuszczenie tymczasowe nie jest dokumentem uprawniającym do eksploatacji pojazdu. A to nieprawda - podkreśla. Chodzi o świadectwo terminowe dopuszczenia do eksploatacji pojazdów ED74, jeżdżących pomiędzy Łodzią a Warszawą. Dzięki eksploatacji tych pociągów PESA mogła wykazać się niezbędnym doświadczeniem, co zostało jednak zakwestionowane przez Stadlera i sąd. Do niedawna bowiem ED74 nie miał świadectwa bezterminowego. Sąd stwierdził, że tylko ono uprawnia do eksploatacji, a świadectwo terminowe - do eksploatacji nadzorowanej. - Tymczasem np. prezes UTK jest odmiennego zdania, o czym poinformował w specjalnym piśmie - twierdzi Żurowski.
- Wyrok sądu w sprawie dostawy 20 ezetów dla Kolei Mazowieckich jest prawomocny, ostateczny i ma nadaną klauzulę wykonalności – komentuje Stanisław Skalski. - Jesteśmy zaskoczeni, że inne firmy nie akceptują decyzji tak ważnej instytucji. Zgodnie z jednoznacznym stanowiskiem Sądu Najwyższego zawarcie umowy w trakcie postępowania sądowego nie stanowi przeszkody w rozpoznaniu skargi na wyrok KIO (wcześniej zespołów arbitrów) oraz w wydaniu wyroku. Co więcej, 16 marca 2010 r. zarząd województwa mazowieckiego podjął uchwałę w sprawie uchylenia wyboru oferty konsorcjum PESA w przetargu na 20 ezetów i jednoznacznie stwierdził, iż konsekwencją wyżej wspomnianego wyroku sądu okręgowego jest bezwzględna nieważność umowy zawartej z konsorcjum – uważa Stanisław Skalski.
W przetargu na 20 ezetów nie nastąpiła jeszcze ponowna ocena oferty, a w innym przypadku - na dostawę 16 składów, w którym zwycięstwo odniósł Stadler - cała procedura z powodu przekroczenia budżetu zamawiającego została unieważniona. Sprawa oparła się o KIO i sąd. Z tego powodu szwajcarski producent czuje się dyskryminowany na polskim rynku - Stanisław Skalski napisał list do parlamentarzystów ziemi siedleckiej. „Jako inwestor na Mazowszu chcielibyśmy być traktowani na równi z innymi uczestnikami rynku w Polsce, czujemy się jednak dyskryminowani. Za każdym razem (już trzeci raz z kolei) sądownie musimy udowadniać nasze racje. Mamy podstawy twierdzić, że zamawiający w sposób nieuprawniony stosuje praktyki nierównego traktowania uczestników przetargu, działając przy tym ze szkodą dla Samorządu Mazowieckiego i spółki" - można przeczytać w dokumencie, który trafił do posłów Stanisława Prządka, Krzysztofa Tchórzewskiego, Jacka Kozaczyńskiego i Bogusława Kowalskiego.
Poseł Tchórzewski już zapowiedział, że zwróci się do premiera, władnego do prowadzenia nadzoru nad samorządami, aby ten przyjrzał się sprawie. - Pojawia się pytanie, dlaczego, gdy wygrywa ta firma, która powinna, wówczas budżet może być zwiększony, a gdy tak się nie dzieje, unieważnia się przetarg? - pytał niedawno w wywiadzie udzielonym RK Peter Spuhler, prezes i właściciel Grupy Stadler Rail.
Takie stawianie sprawy bardzo nie podoba się PESIE. - Stadler wygrał w Polsce przetarg tylko raz i to po rozprawie sądowej, natomiast bezpośrednio, według zasad zakładanych w procedurze przetargowej, nie wygrał nigdy. Firma ta ubiega się o zamówienia, interweniując w sądach, awanturując się w mediach, żonglując kruczkami prawnymi i nie stroniąc nawet od lobbingu politycznego. Taki pomysł na zdobywanie rynku widać było w przetargu na dostawę 14 ezetów dla samorządów Mazowsza i Śląska. To właśnie ten jedyny dotąd przetarg na dostawę przez szwajcarski koncern. Oczywiście wygrany w sądzie - mówi rzecznik PESY, Michał Żurowski. - Posłowie z Siedlec chcą wykazać się przed swoimi wyborcami. Bronią szwajcarskiej filii, a przecież w ZNTK Mińsk Mazowiecki, leżących również na Mazowszu, pracuje 750 osób. Tam przed groźbą zwolnienia stoi 200-250 osób - mówi Żurowski. Jak twierdzi, część zamówienia na Elfy, miała być realizowana właśnie
w Mińsku.
Przedstawiciele PESY zastrzegają, że jeśli teraz Mazowsze zdecyduje się podpisać umowę ze Stadlerem bez nowego przetargu, wówczas bydgoska spółka też wykorzysta całą możliwą drogę prawną, tym bardziej, że rozpoczęto już realizację unieważnionego kontraktu. - W projekt ten zainwestowaliśmy już kilkanaście milionów złotych - tłumaczy Zbigniew Wojciechowski.
- Stadler stale uczestniczy w przetargach publicznych organizowanych nie tylko w Polsce (ostatni przetarg na dostawę 16 eztów dla Kolei Mazowieckich wygrany przez firmę Stadler został unieważniony), ale również w wielu innych krajach, wygrywając wielomiliardowe kontrakty. Samych FLIRTów sprzedaliśmy już blisko 580 do 11 krajów. Te liczby mówią same za siebie – komentuje Stanisław Skalski.
- W Polsce firma walczy o zachowanie dwóch podstawowych zasad, czyli przejrzystości i przestrzegania prawa, a wygrana w tej sprawie leży w interesie wszystkich producentów, a nie tylko Stadlera. Firma nie jest jedynym producentem, który odwołuje się od decyzji komisji przetargowych, gdyż podczas prawie każdego przetargu pojawiają się odwołania. Jednak w przypadku ostatnich odwołań, co potwierdziły pozytywne wyroki sądu i Krajowej Izby Odwoławczej, nasze wątpliwości odnośnie przetargów okazały się słuszne – kończy Stanisław Skalski.