„Trybuna Górnicza” porusza problem kradzieży węgla, do jakich nieustannie dochodzi na śląskich torach. Zdaniem gazety, to m.in. problem braku wystarczającej liczby funkcjonariuszy SOK (statystycznie jedna osoba ochrania aż 30 km górnośląskich szlaków) oraz kiepskiego stanu infrastruktury kolejowej.
Jak podaje gazeta, kradzieże węgla na śląskich szlakach kolejowych to prawdziwa plaga, która z każdym rokiem przybiera na sile. W 2010 r. nastąpił wzrost tego typu przestępczości aż o 37% w stosunku do roku poprzedniego. Jednocześnie szajki okradające pociągi stają się coraz bardziej brutalne i bezwzględne. Do usypów węgla najczęściej dochodzi na liniach biegnących przez Siemianowice Śląskie, Mysłowice oraz katowickie dzielnice Szopienice i Dąbrówka Mała.
Straty przewoźników z tytułu kradzieży węgla wcale nie są małe. Np. spółka PKP Cargo traci co roku w ten sposób około 5 mln zł. – Oczywiście występujemy z roszczeniami regresywnymi do PLK. Ale to są bardzo trudne rozmowy. Bywa, że w drodze porozumienia kompensujemy wzajemne należności, na przykład za udostępnienie infrastruktury – wyjaśnia na łamach „Trybuny Górniczej” Zbigniew Łuszczyński z PKP Cargo i dodaje, że konieczna jest poprawa stanu infrastruktury kolejowej na Śląsku. – Pędzący pociąg towarowy trudniej zatrzymać – mówi.
Zdaniem specjalistów z PKP PLK i SOK, duże znaczenie w walce z procederem ma też właściwe zabezpieczenie transportów z węglem. Czy skutecznym rozwiązaniem byłoby zaspawanie wagonów? Jak mówi Zbigniew Łuszczyński z PKP Cargo, to niezbyt trafiony pomysł, bowiem taki wagon nie nadaje się już później do transportu niczego innego poza węglem. Jednak DB Schenker zadecydowało się na takie rozwiązanie w stosunku do części posiadanych wagonów – podaje „Trybuna Górnicza”.