Krzysztof Koprowski, "Polska Gazeta Transportowa": W Polityce transportowej Warszawy stawia się na transport szynowy...
Leszek Ruta, dyrektor ZTM w Warszawie: To, że stolica stawia na transport, widać wyraźnie od 2 lat. Wcześniej wiele się o tym mówiło, ale gorzej było z realizacją.
Pańska nominacja też chyba nie jest przypadkowa?
Jest konsekwencją tego, że kiedyś zaangażowałem się w przygotowanie programu wyborczego Hanny Gronkiewicz-Waltz, a dotyczącego komunikacji. Wówczas przekonałem ją, że wielką szansą Warszawy jest transport szynowy. Fachowców łatwiej jest przekonać niż polityków, którzy często uważają, że najlepiej byłoby dojechać własnym samochodem pod drzwi własnego biura. Tymczasem przykłady miast światowych i europejskich pokazują, że najlepsza jest komunikacja zbiorowa, a transport szynowy ma w w niej bardzo ważne miejsce. Przy tym chodzi o to, by ludzie zachęcić, a nie zmusić. Raczej nie mam na myśli działań administracyjnych, choć i one nieraz są konieczne, jak pokazuje przykład Londynu. Bardziej jednak chodzi o opracowanie takiego systemu, by pasażerowie chcieli zostawić swój samochód - najlepiej w swoim garażu, a jeśli nie, to na najbliższym parkingu "P+R". Jednym z dowodów na to, że Warszawa stawia na transport szynowy, jest choćby fakt powstania wspólnego biletu aglomeracyjnego.
No tak, ale dlaczego rodził się w bólach przez tyle lat? Kto i jak skorzysta na wspólnym bilecie? Czy gminom taki bilet się opłaca?
W Warszawie było łatwiej. Gorzej, gdy chcieliśmy wyjść poza stolicę. A to z kolei wynika z braku jednolitego prawa. Brakuje w Polsce ustawy metropolitalnej - bardzo by się przydała szczególnie w Warszawie. Bo wszystkie gminy, według pewnego klucza, finansowałyby komunikację miejską. Dziś gmina położona przy torach kolejowych ma dobrodziejstwo i kłopot zarazem. Dobrodziejstwo - bo jej mieszkańcy mają łatwy dojazd do centrum Warszawy, a kłopot - bo to właśnie te gminy, wspólnie ze stolicą, biorą na siebie ciężar dofinansowania wspólnego biletu. A gminy sąsiednie, których mieszkańcy też przecież korzystają z kolei, nie są już tym tak bezpośrednio zainteresowane. Są oczywiście dobre przykłady - np. powiat otwocki czy legionowski. Tym niemniej, nie ma jasnego mechanizmu, wyraźnego systemu. Na razie jest to tylko dobra wola. Obecnie pracują nad tym skarbnicy i prawnicy poszczególnych gmin; szczególnie tych położonych nie w bezpośrednim sąsiedztwie linii kolejowych. Tymczasem związki komunikacyjne powstały w Polsce na razie tylko dwa - jeden na Śląsku, drugi - w Trójmieście i okolicy. Bilet najbardziej opłaca się pasażerom. A dobra komunikacja powoduje, że dane tereny są atrakcyjne dla deweloperów i kupujących mieszkania. Widać to np. po przeciążonej linii do Pruszkowa. Koleje Mazowieckie pokazały ostatnio dane statystyczne, z których wynika, jak bardzo wzrosła im liczba pasażerów w aglomeracjach. Otóż jeszcze 2 lata temu było ich około 30 mln, a teraz jest 50! Dlatego staram się przekonać burmistrzów i radnych, że choć to jest duże obciążenie dla ich budżetów, to jednak to się gminom per saldo opłaca. Np. od 1 stycznia pojawił się wspólny bilet do Otwocka i widzimy, co się dzieje przy wszystkich tych stacjach - np. w Otwocku czy Józefowie. Brakuje już miejsc parkingowych przy dworcach. Podobnie zresztą jest w Pruszkowie. To samo jest z WKD - kolejka pęka w szwach, bo zwiększyły się zdolności przewozowe. Jak tu więc zachęcać do wspólnego biletu, kiedy już dziś brakuje miejsc w pociągach? Dlatego liczymy na proces inwestycyjny, jaki marszałek województwa mazowieckiego realizuje na linii WKD: nowe pociągi, większa ich liczba, lepsza organizacja ruchu. Wspólny bilet powinien dojść do Grodziska Mazowieckiego i Żyrardowa. Mamy plany dotyczące rozszerzenia tzw. trzeciej strefy - właśnie po to, by objąć wspólnym biletem całą aglomerację.
Więcej w nowym numerze "Polskiej Gazety Transportowej"
