Dziennikarz "Gazety Wyborczej" razem z setką zdesperowanych pasażerów próbował wczoraj wepchnąć się do podmiejskiego pociągu w Zielonce. Ścisk był tak ogromny, że do środka mogli się dostać tylko najsilniejsi.
Na stację w Zielonce wszedł on o godz. 7.15. Na peronie czekał spory tłum. Temat rozmów był jeden: nowy rozkład jazdy, który obowiązuje od niedzieli. - To jakieś kpiny! Nie zmieściłam się w poprzednim pociągu, bo tak był zatłoczony. A teraz spóźnię się do pracy - denerwowała się Krystyna Gajewska.
Na nowy rozkład złościł się też Robert Wyrzykowski. - Skasowali część kursów do Dworca Zachodniego przez Śródmieście, rzadziej puszczają pociągi do Dworca Wileńskiego. W jakich warunkach mamy podróżować? Od jutra zacznę dojeżdżać autobusem - zapowiadał.
Po chwili z trzyminutowym opóźnieniem od strony Tłuszcza wjechał pociąg do Warszawy. Zaczyna się walka o wejście do środka. Najlepiej radzili sobie nastolatkowie. Zapierali się nogami na peronie i plecami wpychali się do pociągu. Ten stał na stacji kilka minut, bo drzwi nie mogły się zamknąć. W końcu niektórzy zrezygnowali z wciskania się do środka i zostali na peronie.
- Przed niedzielą też był tłok, ale teraz to już jest rekordowy - komentowali pasażerowie, którym udało się zabrać. Aż do Dworca Wileńskiego przez 20 minut jechali ściśnięci jak sardynki w puszce.
Do końcowej stacji pociąg dotarł spóźniony o pięć minut. - Jest jak jest. Nic na to nie poradzę. Tym pociągiem jeździ naczelnik Dworca Wileńskiego, to mógłby powiedzieć "tym na górze", żeby coś zmienili - rzucił konduktor.
Okazuje się, że pogorszyło się też na innych liniach dojazdowych do stolicy. W tłoku dojeżdżają pasażerowie od strony Nowego Dworu Mazowieckiego. - Większość pociągów jest teraz o połowę krótsza niż poprzednio. Ledwo się mogłem dostać do środka - narzeka Michał Piekutowski z Legionowa. Na krótsze pociągi pomstują też pasażerowie dojeżdżający linią z Grodziska Mazowieckiego. Wczoraj wielu z nich także nie mieściło się w pociągach. W dodatku część składów dojeżdżała do Warszawy z dużym opóźnieniem.
Pasażerowie są tym bardziej wściekli, bo według zapowiedzi kolejarzy nowy rozkład jazdy miał być dla nich korzystniejszy. Marszałek Mazowsza Adam Struzik tak zachwalał w zeszłym tygodniu jego zalety: pociągi zaczną jeździć cyklicznie - w regularnych odstępach, przybędzie prawie sto nowych połączeń.
W rzeczywistości nowe połączenia to głównie te przejęte od spółki Przewozy Regionalne, np. z Radomia do Skarżyska-Kamiennej czy z Siedlec do Łukowa.
Co na to pracownicy Kolei Mazowieckich? - Wszystkie głosy pasażerów będziemy analizować. Jeśli gdzieś jest rzeczywiście zbyt ciasno, być może zwiększymy częstotliwość. Korekta rozkładu jazdy ma wejść w życie w lutym - mówi Donata Nowakowska, rzeczniczka Kolei Mazowieckich.
Dlaczego skazuje ludzi na jazdę w fatalnych warunkach aż do lutego? Bo jej zdaniem wcześniej nie da się zmienić rozkładu. 19 grudnia po jednym pociągu przybędzie tylko na linii z Legionowa i Mińska Maz. Być może uda się też wydłużyć niektóre składy tak, by pasażerowie nie musieli zostawać na peronach.