Choć przecieki w podziemnych obiektach nie zagrażają konstrukcji, znacznie wpływają na pogorszenie estetyki obiektu. Walczono z nimi podczas remontu Dworca Centralnego, boje z nimi stacza też warszawskie metro. Czy jednak taka potyczka może być w ogóle zwycięska?
Wśród służb technicznej warszawskiej kolei podziemnej krąży powiedzenie, że „nie ma metra, które nie przecieka”. Nie tylko nie ma w tym przesady, ale z powodzeniem można to odnieść do wszystkich podziemnych obiektów (co zresztą doskonale widać na Dworcu Centralnym). Z przeciekami walczy zarówno Warszawa, jak i Praga, Londyn czy Nowy Jork. Dla zwykłych użytkowników są one oczywistym przykładem fuszerki czy bylejakości, tymczasem rzeczywistość nie jest wcale taka oczywista. Zwłaszcza w kontekście wtórnej walki z już występującym problemem na istniejącym od lat obiekcie.
Szczelność za wysoką cenę
Konstrukcje podziemne – tym bardziej, jeśli nie da się zapewnić im pełnej szczelności – są narażone na działanie wód gruntowych. Woda zawsze znajdzie słaby punkt. – Sporadyczne przecieki i zawilgocenia to nic nietypowego. Ich występowanie związane jest z ciekami wód błądzących, które poszukują ujścia i wykorzystują każde najmniejsze, mikroskopijne ubytki i pęknięcia w konstrukcji stacji (najczęściej na spojeniach poszczególnych elementów konstrukcji). Ubytki te są normalnym zjawiskiem pojawiającym się przy użytkowaniu tego typu obiektów budowlanych – mówi Paweł Siedlecki z Metra Warszawskiego, które ciągle musi zmierzać się z przeciekającą wodą.
Cały artykuł w najnowszym numerze miesięcznika "Rynek Kolejowy" 4/2012. Zapraszamy do prenumeraty lub salonów Empik. Prenumerata dla studentów ze specjalną zniżką 50 procent!!!