- Jeszcze w tym roku państwa członkowskie przyjmą zasady wspólnego rynku w zakresie elementów i systemów dla budowy i modernizacji torów i zasilania trakcyjnego. To oznacza duże otwarcie rynku, a polska kolej to interesujący obszar dla firm z innych państw, bo stanowi połowę rynku nowych państw członkowskich Unii - mówi Marek Pawlik, wiceprezes PKP PLK.
* Marek Pawlik, wiceprezes PKP PLK (fot. Rynek Kolejowy).
Beata Trochymiak, "Gazeta Prawna": Walne zgromadzenie Europejskiego stowarzyszenia Przemysłu Kolejowego (UNIFE) po raz pierwszy odbyło się w Warszawie. Czy wybór miejsca ma znaczenie?
Marek Pawlik, wiceprezes PKP PLK: Wybór miejsca nigdy nie jest przypadkowy. Spotkanie zbiegło się z poszerzaniem zakresu wspólnego rynku dla wyrobów i usług dla sektora kolejowego. Do tej pory liberalizacja rynku kolejowego postrzegana była przede wszystkim przez pryzmat wymagań technicznych, jakie muszą spełniać pociągi, aby mogły swobodnie poruszać się po Unii. Tymczasem regulacje wspólnotowe mają drugie dno, o wiele ważniejsze, o którym nie mówi się w ogóle. Chodzi o zasady handlu produktami i usługami kolejowymi.
Już obowiązują czy to dopiero planowane zmiany?
Wspólny rynek dla wyrobów kolejowych wprowadzono w zakresie taboru towarowego i dla systemów bezpiecznej kontroli jazdy. W Polsce jesteśmy w przededniu rozstrzygnięcia przetargów na wyposażenie w te systemy pierwszych 330 km linii kolejowych. Jeszcze w tym roku państwa członkowskie przyjmą zasady wspólnego rynku w zakresie elementów i systemów dla budowy i modernizacji torów i zasilania trakcyjnego. To oznacza duże otwarcie rynku, a polska kolej to interesujący obszar dla firm z innych państw, bo stanowi połowę rynku nowych państw członkowskich Unii.
Jak to się przełoży na rynek produkcji urządzeń dla transportu kolejowego?
Towary wyprodukowane i certyfikowane w jednym kraju automatycznie będą mogły być stosowane w innych krajach UE. Do tej pory wszystkie firmy produkujące na rzecz kolei dostosowywały się do wymogów krajowych, a teraz będą musiały produkować zgodnie z wymaganiami unijnymi, certyfikując swoje wyroby według norm zharmonizowanych. To zupełnie inny reżim, bo unifikacja techniczna dla potrzeb wspólnego rynku opiera się na tzw. wymaganiach zasadniczych. Wymaga się, np. żeby systemy i urządzenia były bezpieczne czy przyjazne dla środowiska i chociaż proponuje się pewne rozwiązania, to jednocześnie wiele szczegółowych decyzji pozostawia się przemysłowi. Uzyskując certyfikat unijny na swój wyrób, producent może go sprzedawać we wszystkich krajach UE, może też startować do przetargów w każdym państwie. Analizy wykazały, że po zniesieniu barier handlowych rynki krajowe mogą osiągnąć 30-proc. wzrost.
Czy nasze firmy są gotowe na te zmiany? Ile kosztuje przeprowadzenie certyfikacji unijnej? Jakie będą konsekwencje ewentualnego niedostosowania się polskich producentów do nowych wymagań?
Więcej: Gazeta Prawna 18.06.2009 (117) – forsal.pl - str. A7