Jak dowiedział się „Rynek Kolejowy”, kontrolerzy UTK badający awarię zasilania na Dworcu Centralnym przed dwoma tygodniami ustalili, że od 2009 roku brakuje dokumentów potwierdzających serwisowanie agregatu prądotwórczego. Na razie nie wiadomo czy nie był on serwisowany, czy tylko nie udokumentowano tych czynności. Ustalono również, że do jednego obwodu było podłączone zasilanie rozdzielni oraz zasilanie awaryjne.
Urząd Transportu Kolejowego w odpowiedzi na pismo wicepremiera Waldemara Pawlaka wszczął wraz z Urzędem Regulacji Energetyki kontrolę awarii zasilania na warszawskim Dworcu Centralnym, która dwa tygodnie sparaliżowała ruch pociągów w stolicy. Kontrolerzy już mają pierwsze wnioski.
– Okazało się, że nie ma dokumentów potwierdzających serwisowanie agregatu prądotwórczego od 2009 roku. Zwróciliśmy się do przedsiębiorstwa PKP SA Oddziału Dworce Kolejowej oraz firmy PKP Energetyka, której została zlecony serwis instalacji elektrycznej na dworcu o wyjaśnienia w tej sprawie – powiedział „Rynkowi Kolejowemu” Grzegorz Mazur z biura prezesa UTK. Dodał, że na tym etapie nie można jeszcze stwierdzić, czy urządzenie faktycznie nie było serwisowano, czy tylko brakuje adnotacji o tym.
To nie jedyne niedopatrzenie elektryków na Dworcu Centralnym. – Główny błąd wynikał z faktu, że na jednym obwodzie były zespolone akumulatory odpowiedzialne zarówno za napięcie w rozdzielni, jak i zasilanie awaryjne – wyjaśnił Grzegorz Mazur. Dodał, że w ten sposób ten dworzec po prostu został zaprojektowany.
Zdaniem Grzegorza Mazura przyczyną awarii nie był brak zasilania zewnętrznego, a uszkodzenie wyłącznika centralnej baterii akumulatorowej. – Doszło do przegrzania styków w obwodzie ładowania – powiedział.