- Rano rozdzwoniły się telefony: \"Jesteś najlepszym maszynistą metra!\". \"Co ty mówisz?\". \"Najlepszym na świecie!\". I wtedy mnie trochę zatkało - mówi Robert Jaryczewski.
Robert Jaryczewski, 36-latek z Podkowy Leśnej, w piątek po południu po raz pierwszy kierował pociągiem z Kabat do stacji Marymont, odkąd dowiedział się, że został mistrzem świata. Pisaliśmy o tym we wtorek, informując, że w Warszawie mamy najładniejszą stację metra spośród tych, które powstały w ostatnich latach na różnych kontynentach. To Plac Wilsona autorstwa Andrzeja Chołdzyńskiego.
Takie decyzje - najlepsza stacja i najlepszy maszynista - zapadły podczas corocznego zjazdu przeszło 70 szefów metra w Kopenhadze. Wyróżnienia przyznano w 11 kategoriach. Pana Roberta tam nie było - niczego się nie spodziewał. Jego tytuł odebrał prezes Metra Warszawskiego Jerzy Lejk. Po przyjeździe zaprosił maszynistę na rozmowę. Polecił też przyspieszyć wydanie następnego numeru zakładowej gazetki - laureat ma być na czołówce. A premia? Podwyżka? - Wcale na to nie liczę, zresztą niedawno dostałem i awansowałem. To trochę nagroda dla całego metra - odpowiada skromnie Robert Jaryczewski.
Jak w ogóle można zostać najlepszym maszynistą? Przecież każdy jeździ wte i we wte od stacji do stacji. A jednak konkurencja była duża i nikt oprócz pana Roberta nie spełnił wszystkich warunków. - On jest perfekcjonistą i pasjonatem komunikacji szynowej. Mimo młodego wieku został już instruktorem i uczy innych. Dzięki niemu złapaliśmy grafficiarzy malujących po wagonach i wandali rysujących szyby. Pasażerowie przysyłają pochwały, bo wychodzi z kabiny, żeby pomóc wsiąść osobom niepełnosprawnym na wózkach - wylicza rzecznik prasowy Metra Warszawskiego Krzysztof Malawko.
- Zaczęło się, gdy miałem trzy lata. Umiałem już na pamięć "Lokomotywę" Juliana Tuwima. Para buch, koła w ruch, tłusta oliwa - to robiło wtedy na mnie duże wrażenie - wspomina. Jako nastolatek biegał na nasypy kolejowe oglądać przejeżdżające pociągi. Robił zdjęcia w lokomotywowniach. Nie było z tym łatwo, bo trzeba było zdobywać specjalne pozwolenia. Rodzice podpowiedzieli mu, żeby zdał do technikum kolejowego. - Wiedziałem, że w końcu trafię do metra - opowiada.
"Praca ta sprawia mi wiele satysfakcji i teraz już wiem, że nie zamieniłbym jej na żadną inną" - pisze na swojej stronie internetowej, na której zamieszcza zdjęcia niedostępnych dla wszystkich zakamarków metra. Nie za ciemno? Nie za monotonnie? - To fakt, ale już się przyzwyczaiłem. Tak samo koledzy, dla których ta praca jest przyjemnością - podkreśla.
Kiedy podróżuje, zwiedza stacje metra. Słyszał, że najbardziej zadbane jest to w Singapurze - tam nie wolno śmiecić ani jeść. Rzymskie uważa za brudne, w paryskim jest za dużo reklam. W naszym najbardziej lubi stację Centrum (tam ma szatnię) i Plac Wilsona. - Cieszę się, że została wyróżniona razem ze mną. Już w czasie budowy wiedziałem, że będzie fajna - mówi.
- Czasem do drzwi w mojej kabinie stukają dzieciaki. No to im otwieram i pokazuję, jak jest tutaj, w środku. Przypominam sobie siebie, jak byłem mały i też tak zaglądałem. One są wniebowzięte, rodzice się do mnie uśmiechają - opowiada mistrz maszynistów. W sobotę i niedzielę pracuje na drugiej zmianie. Można do niego zastukać albo pomachać.