Dystans między przystankami kolejowymi w Katowicach i Pszczynie wynosił 35 km. Nagle okazało się, że dzieli je kilometr więcej. Przez to bilet miesięczny pomiędzy miastami zdrożał o 15 złotych - informuje "Gazeta Wyborcza".
- Trudno, żeby perony czy całe stacje zmieniały miejsce swojego położenia. Takie przypadki oczywiście się zdarzają, ale można je policzyć na palcach jednej ręki, kiedy ma miejsce jakaś poważna inwestycja albo przebudowa - powiedział "Gazecie Wyborczej" Krzysztof Łańcucki, rzecznik Polskich Linii Kolejowych.
- W czasach PRL-u odległości, na podstawie których liczono taryfę za bilety, były podawane z dużą dowolnością. Często różniły się o kilka kilometrów od faktycznej odległości. W różny sposób były też zaokrąglane - dodaje Łańcucki. W przypadku odcinka z Katowic do Pszczyny pomiar odległości właśnie został poprawiony. Stąd wyższa cena biletu - jednorazowy podrożał z 8 do 9 zł, a miesięczny ze 190 do 205 zł. Skróciły się za to odleglości kilometrowe z Katowic do Sławkowa, Kobióra i Nakła.
Więcej