Resort Marka Pola przygotował projekt, który zakłada, że PKP mają konkurować z zagranicznymi przewoźnikami. Problem w tym, że konkurencji nie będzie, bo minister nie wydał odpowiednich przepisów - czytamy w "Życiu Warszawy".
Mowa o projekcie rozporządzenia ministra infrastruktury w sprawie szczegółowych zasad organizowania kolejowych przewozów regionalnych i trybu wyboru przewoźników. Nowe propozycje prawne mają regulować działalność spółek samorządowo-kolejowych. Będą one zarządzać ruchem pociągów lokalnych na terenie poszczególnych województw od stycznia 2005 roku.
W uzasadnieniu rozporządzenia, oprócz wytycznych dotyczących umów między samorządami i koleją, znalazły się także stwierdzenia o konieczności stworzenia konkurencji między różnymi przewoźnikami. Sęk jednak w tym, że jeszcze przez wiele lat jedynym kolejowym przewoźnikiem w Polsce będą PKP, więc jakiejkolwiek konkurencji nie da się zapewnić. Resort infrastruktury w ogóle nie wziął tego pod uwagę - pisze stołeczny dziennik.
Ministerialni fachowcy wyprodukowali zatem projekt prawa, które będzie, zdaniem ekspertów, nie tylko prawem martwym, ale i zbędnym. - Na kolei w Polsce nie ma i nie będzie przez wiele lat żadnej konkurencji - uważa Henryk Klimkiewicz, szef Zespołu Doradców Gospodarczych "Tor". - Można pisać różne wizjonerskie rozporządzenia, tylko że to nic nie daje. Szkoda że cała para z resortu idzie w gwizdek. Zdaniem Henryka Klimkiewicza, ministerstwo zamiast tworzyć projekty prawa, które będzie regulować nieistniejące zjawisko, powinno poświęcić czas na opracowanie zasad, jakimi przewoźnicy kolejowi, inni niż PKP, będą musieli się kierować, jeśli zdecydują się na wejście do naszego kraju.
Nawet w ministerstwie przyznają, że przepisy nie mają sensu, a liberalizacja usług kolejowych jest na razie niemożliwa. - Pozycja PKP jest niezachwiana. Będziemy wpuszczać zachodnich przewoźników, ale nie stanie się to szybko - wyjaśnia Andrzej Piłat, wiceminister resortu. Po co zatem w rozporządzeniu zapisy o konkurencji? Tego nie wie nikt.