Prezes Linii Hutniczej Szerokotorowej przemierza codziennie służbowym autem trasę z domu do pracy (Lublin - Zamość), w sumie ok. 200 km. Związkowcy tej podległej zarządowi PKP firmy chcą więc, by im także zwracano koszty podróży do biura.
Prezes uważa, że ich roszczenia za bezpodstawne.
Pod petycją do szefa LHS Zbigniewa Tracichleba podpisały się reprezentacje 9 z 10 związków zawodowych w LHS. Związkowcy wystąpili z żądaniem, bo są rozsierdzeni tym, że prezes notorycznie wykorzystuje do prywatnych celów służbowe auto.
- Codziennie jeździ firmową skodą z Lublina do Zamościa, a więc łatwo policzyć, że robi po niemal 200 km dziennie. Niektórzy z nas zarabiają po 1300 zł i połowę muszą oddawać na dojazdy. Nikt nam tych pieniędzy nie zwraca. No i gdzie jest sprawiedliwość - żali się jeden ze związkowców.
Prezes na argumenty związków pozostał obojętny. Stwierdził, że ich szefowie nie mają prawa domagać się dla załogi zwrotu kosztów podróży. Wczoraj nie chciał jednak z nami na ten temat rozmawiać. Sekretarka Tracichleba odsyłała nas do rzecznika prasowego LHS.
- Nie będziemy tej sprawy komentować - skwitowała z kolei Agnieszka Hałasa, rzeczniczka prasowa LHS.
Podróże pana prezesa znalazły się już jednak pod lupą zarządu LHS.
- Sygnał o tym, że prezes wykorzystuje służbowe auto do celów prywatnych, otrzymaliśmy z Ministerstwa Transportu - mówi Janusz Malinowski, przewodniczący Rady Nadzorczej LHS. Rada sprawy nie wyjaśniła, bo poprzestała na oświadczeniu prezesa, który zadeklarował, że sygnały płynące z Ministerstwa Transportu są nieprawdziwe.
- Teraz zapewniam jednak, że sprawę sprawdzimy jeszcze raz dokładnie - oświadczył wczoraj Malinowski.
Związkowcy w pozytywne rozwiązanie konfliktu jednak już nie wierzą. - Ale mamy nadzieję, że wywalczymy przynajmniej jakieś bonusy dla załogi - mówi jeden z naszych rozmówców. Część związkowców dowodzi, że kwestie "podróży" pana prezesa są elementem gry politycznej.
- Bo teraz za nowej władzy jest szansa na to, że pojawi się człowiek z PO - tłumaczył jeden z członków "Solidarności", która jako jedyny związek nie podpisała się pod petycją złożoną do prezesa LHS.