Wart co najmniej 12 mld USD projekt linii kolei wielkiej szybkości to łakomy kąsek dla przodujących w tej dziedzinie Japończyków, Niemców i Francuzów. Wszystkie trzy kraje z bezustanną uwagą śledzą losy projektu i każdy dokłada starań, aby zrealizować gigantyczny kontrakt.
Już dziś wiadomo, że nie ma raczej szans poruszający się na poduszce magnetycznej niemiecki Maglev. Według szacunków chińskiego ministerstwa kolei jego budowa kosztowałaby trzy razy więcej niż tradycyjne technologie, zabierałby on dwa razy mniej pasażerów, a bilety kosztowałyby 5 razy drożej. Tych wad nie równoważy fakt, że trasę liczącą 1300 km pokonywałby on w mniej niż 3 godziny z prędkością od 450 do 500 km/godz.
Na placu boju pozostaje jednak drugi produkt Siemensa czyli ICE. Jego zaletą jest zaawansowany technologicznie system jezdny, jednak pociąg ten osiąga niższe niż francuski i japoński konkurenci prędkości, a jego wizerunek psuje katastrofa sprzed kilku lat.
Japoński Shinkasen znany jest Chińczykom od dawna i ma za sobą bardzo długi okres niezawodnej eksploatacji. Dodatkowo, japoński rząd od dłuższego czasu lobbuje na rzecz swojego producenta.
Po piętach Shinkasenowi depcze jednak Alstom ze znanym TGV. Pociąg ten rozwija w testach o 150 km/godz. więcej niż japoński konkurent a prędkość operacyjna jest wyższa o jakieś 60 km/godz. TGV wyeksportowało też pomyślnie swoją technologię do Hiszpanii i Korei Południowej (pociąg KRX). Tu również rząd stara się podnieść szanse swojego przedsiębiorcy, poprzez nasilone działania wizerunkowe. Rok 2004 został ogłoszony w Chinach "Rokiem Kultury Francuskiej", zaś poprzedni był "Rokiem Kultury Chińskiej" we Francji.
Przedstawiciele francuskiego rządu ujawnili też, że prezydent Jacques Chirac złoży w październiku wizytę w Państwie Środka. Najprawdopodobniej będą temu towarzyszyć liczne kontrakty zawarte miedzy oboma krajami. Moment ten może mieć decydujące znaczenie dla ewentualnego powodzenia Alstomu w Chinach.