"Superexpress" zwrócił uwagę na proceder przyjmowania łapówek przez konduktorów PKP.
Że biorą nagminnie, wie to chyba każdy z nas. Na niektórych często uczęszczanych liniach panuje przekonania że tylko frajerzy kupują w kasie bilet. Reszta robi tak: jak przechodzi konduktor, puszcza oko i daje w łapę. Postanowiłem sprawdzić, jak lepkie są kolejarskie ręce. Przemieszczając się krótkimi odcinkami przejechałem tysiąc kilometrów - pisze dziennikarz "SE"
- Potrzebny bilecik? To proszę do pierwszego wagonu. Tam jest kierownik, on wypisze - konduktor ma trasie Piotrków Trybunalski-Koluszki błyskawicznie reaguje na widok wyciągniętego portfela.
- Albo... proszę za mną. Wskazuje miejsce, po czym idzie na koniec pociągu. Sprawdza, czy nie wsiadła przypadkiem ekipa kontrolerów w cywilu i uspokojony wraca. Nie wypisuje biletu (8,00 + 2,80). Bierze "piątaka".
Najlepsze interesy konduktorzy kręcą na trasach pospiesznych. Kurs Wrocław-Warszawa. Wsiadam w Skierniewicach. Wąsatego konduktora dopadam w połowie składu. Powinien wystawić bilet za 16,80 plus opłata za wypisanie w pociągu. Gość jest bystry, energicznie wciska mi kartkę: "Poświadczenie o zgłoszeniu braku ważnego biletu na przejazd", każe czekać. Wyciągam banknot 10-złotowy. - Spokojnie, nie teraz, rzuca konspiracyjnym szeptem. Gdy jest pewien, że w pociągu nie ma rewizora, bierze "dyszkę" ode mnie i kilku podobnych delikwentów.
Czasem konduktor paraduje w towarzystwie kierownika pociągu. Ma to uniemożliwiać brani w łapę. Na trasie Częstochowa-Katowice natykam się na taką parę. Bez przekonania zagaduję konduktora. Spokojnie bierze 5 złotych, jakby kierownika nie było w pobliżu. Ten odwraca się, niczego "nie zauważa". W pociągu Katowice-Kraków spotykam tych samych kolejarzy. Tym razem jednak manewr nie udaje się. - Jest rewizor
- mówi z przepraszając gestem konduktor.
Co trzeci napotkany przeze mnie konduktor zadowalał połową wartości biletu. I nigdy nie byłem jedynym jego klientem. Takich "oszczędnych" podróżnych widziałem zawsze przynajmniej 10.