Kolejnej izraelskiej linii kolejowej grozi poważne przekroczenie planowanego budżetu. Na szczęście znajduje się ona dopiero w fazie projektu i jeszcze nic nie jest przesądzone. Chodzi o doprowadzenie linii kolejowej na południowy skraj Izraela do miasta Eilat, mającego dostęp do Morza Czerwonego.
Raport zamówiony przez ministerstwa finansów i Transportu w amerykańskiej firmie konsultingowej wskazuje, ze koszt linii może dwukrotnie przekroczyć zakładaną pierwotnie wartość i sięgnąć 6-7 mld szekli (1-1,25 mld EUR). Wzrost kosztów zmusi rząd do ponownej analizy kosztów i korzyści, choć zarówno minister finansów Benjamin Netanyahu jak i Minister Transportu Meir Sheetrit są znani jako zwolennicy projektu. Z wielu stron można jednak usłyszeć głosy, iż decyzja o budowie linii będzie poważnym błędem.
Pomysł nie jest nowy - krąży on po ministerialnych korytarzach od 1974 roku, tym razem ma on także wsparcie kapitału prywatnego. Niedawno w Izraelu gościli przedstawiciele China Civil Engineering Construction Corporation, wyrażając zainteresowanie partycypacja w projekcie.
Wśród zalet projektu wymienia się możliwość przejęcia części towarów płynących obecnie przez Kanał Sueski. Przeciwnicy linii wątpią jednak, by linia przyciągnęła wystarczającą liczbę chętnych. Ich zdaniem koszt dodatkowego przeładunku i transportu koleja nie zrównoważy zaoszczędzonego czasu.