Tramwaje poruszające się w godzinach szczytu z prędkością 30 km/godz. Motorniczy czekający na przystanku na każdego spóźnialskiego, nawet jeśli miałoby to ich kosztować dodatkową zmianę świateł. Wagony przejeżdżające przez każde skrzyżowanie torów i trakcji w żółwim tempie i z wyjątkową ostrożnością. Efekt: kompletnie zakorkowane miasto. Tak może wyglądać stolica w piątek, jeśli pracownicy Tramwajów Warszawskich nie porozumieją się z Andrzejem Urbańskim, wiceprezydentem stolicy odpowiedzialnym za komunikację - pisze Rzeczpospolita.
Jak dotąd nie udaje im się wywalczyć 10-procentowej podwyżki płac. Grożą więc strajkiem włoskim. Grzegorz Kupis z "Sierpnia '80" - największego związku
- zarzuca wiceprezydentowi próbę skłócenia związków działających w TW. - Warunkiem zaproszenia do rozmów z miastem jest podpisanie przez organizacje związkowe deklaracji wykluczającej strajk. W ten sposób pan Urbański do wspólnych rozmów zaprasza tylko tych, którzy się na to zgodzą - mówi Kupis.
"Sierpień '80" nie chciał się na to zgodzić i nie usiadł do stołu.
-Cały czas negocjujemy z pozostałymi związkami działającymi w spółce - mówi Andrzej Urbański.
Szeregowych pracowników nie zadowala jednak ostatnia propozycja miasta: 130 zł podwyżki od stycznia przyszłego roku.
Tramwajarze chcą zminimalizować skutki protestu. Rozpoczęli akcję informacyjną, w której proszą mieszkańców miasta o wyrozumiałość.
-Jestem przekonany, że strajku w piątek nie będzie, a porozumienia zostanie osiągnięte
- zapowiada wiceprezydent Urbański.