O 7 rano w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej rozpoczęła się blokada torów przez związki zawodowe, która uniemożliwia przewozy węgla do elektrowni. To już druga taka akcja - do pierwszej doszło w grudniu. Ma potrwać dwie doby. Elektrownie już teraz zmagają się z niedoborem surowca.
Jak podkreślił Bogusław Hutek, szef górniczej „Solidarności” i przewodniczący związku w PGG, organizatorzy akcji zrobili wszystko, aby skutki blokad nie dotknęły odbiorców spoza sektora energetyki zawodowej. – Blokujemy tylko wysyłkę dla energetyki, nie blokujemy wysyłki dla klientów indywidualnych. Nie chcemy robić ludziom problemów, bo i tak nie mogą kupić węgla – podkreślił Bogusław Hutek podczas briefingu prasowego na torowisku przy kopalni Halemba, cytowany przez portal Solidarności. Zadeklarował też, że w przypadku zakładów spoza energetyki, gdzie utrzymanie produkcji i miejsc pracy zależy od dostawy węgla na czas, transporty nie będą blokowane.
- Protestem objęto praktycznie wszystkie kopalnie PGG na Śląsku, w formie bądź to blokady torów wyjazdowych na przykopalnianych bocznicach, bądź w formie blokowania załadunku węgla. Co za tym idzie, wszyscy przewoźnicy realizujący usługi na tych kopalniach stoją i czekają na zakończenie protestu. Liczymy, że PGG uda się jak najszybciej porozumieć ze strajkującymi i będziemy mogli wznowić wywóz węgla - poinformował "Rynek Kolejowy" rzecznik DB Cargo Polska Andrzej Wyszyński.
- Protest górniczy nie obejmuje terenu będącego w zarządzie PKP Polskich Linii Kolejowych. Obecnie obsługa bocznic nie ma wpływu na prowadzenie ruchu kolejowego i kursowanie pociągów na sieci zarządzanej przez PKP Polskie Linie Kolejowe - poinformowała dziś "Rynek Kolejowy" Magdalena Janus z biura prasowego zarządcy infrastruktury.
Górnicy chcą pieniędzySzef górniczej „S” przypomniał, że strona związkowa cały czas deklaruje gotowość rozmów, ale pozostaje to bez odzewu ze strony zarządu PGG i kierownictwa resortu aktywów państwowych. Na pytanie dziennikarzy, co musiałoby się stać, żeby górnicy zeszli z torów i na co protestujący czekają, lider górniczej odpowiedział, że na telefon, na sygnał od zarządu PGG.
– Dla nas partnerem dzisiaj jest zarząd, a zarząd twierdzi, że musi dostać mrugnięcie okiem od ministerstwa aktywów państwowych. To niech ktoś mrugnie okiem z ministerstwa, a zarząd niech się z nami spotka – powiedział szef górniczej „S”. Zapowiedział, że jeśli blokada nie przyniesie oczekiwanego przez protestujących efektu, w przyszłym tygodniu zbierze się sztab protestacyjno-strajkowy, aby podjąć decyzję o dalszych działaniach. Najprawdopodobniej w kopalniach i zakładach PGG zostanie zorganizowane referendum strajkowe.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa, związkowcy domagają się wypłacenia górnikom rekompensaty pieniężnej za przepracowane weekendy lub wypłaty jednorazowego świadczenia dla załogi. Polska Grupa Górnicza nie odpowiedziała dotąd na pytania PAP dotyczące m.in. możliwości powrotu do rozmów ze stroną społeczną oraz potencjalnych perturbacji i strat wywołanych protestem - drugim już tego typu w ostatnich tygodniach.
- Od kilku miesięcy z powodu trwającego w całej Europie kryzysu energetycznego i niedoboru surowców energetycznych, górnicy pracują w nadgodzinach i w weekendy, co pozwala uniknąć przerw w dostawie energii i ciepła. Fundusz płac w PGG nie został jednak zwiększony o dodatkowe środki na wynagrodzenie za ponadnormatywną pracę - podali związkowcy w komunikacie.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP w PGG, łączny koszt związkowych roszczeń szacowany, związany z postulowanym (w związku z żądaną rekompensatą) zwiększeniem średniego wynagrodzenia w PGG do 8,2 tys. zł brutto (wobec 7829 zł obecnie) szacowany jest na ok. 135 mln zł. Przedstawiciele zarządu PGG argumentowali w ostatnich tygodniach, iż obecnie, kiedy trwają procedury związane z tworzeniem systemu publicznego wsparcia dla górnictwa i jego notyfikacją w Komisji Europejskiej, spółka nie ma możliwości uruchomienia dodatkowych środków na wypłaty.
Elektrowniom już teraz brakuje węgla
Jak pisze
businessinsider, forma protestu nie jest przypadkowa. Związkowcy doskonale zdają sobie sprawę, że energetyka boryka się obecnie z niskimi zapasami paliwa. Jak poinformował nas Urząd Regulacji Energetyki, jak dotąd już 35 wytwórców energii zgłosiło obniżenie zapasów węgla poniżej bezpiecznego poziomu. Wśród nich są duże elektrownie, jak i mniejsze ciepłownie, należące m.in. do PGE, Energi, Enei czy Veolii. Problemy są na tyle poważne, że część elektrowni postanowiła ograniczyć produkcję i zgłosić operatorowi "ubytek mocy", by oszczędzić surowiec na dalszą część zimy.
To nie pierwsza blokada wysyłki węgla w ostatnim czasie. Do pierwszego protestu doszło już 22 grudnia. - Działania miały wpływ na obsługę pociągów do i z kopalń, do których ograniczono wjazd (...) wydarzenia nie miały wpływu na ruch pociągów pasażerskich - poinformowała jedynie Katarzyna Głowacka.