Od strony wiaduktu w ciągu ulicy Towarowej obok nowej poręczy mostu stoi blaszany parkan, a na nim żółta tablica: UWAGA! PRACE NA WYSOKOŚCI (...) Może ktoś – nawiązując do języka kościelnego – zstąpiłby na chwilę z owej wysokości na ziemię, a raczej na chodnik na wiadukcie tuż pod owym płotem i napisem? - pisze w felietonie do miesięcznika "Rynek Kolejowy" Tadeusz Syryjczyk, senior ekspert ZDG TOR.
W poprzednim felietonie – jak sam bez bicia przyznałem – zrzędliwie przypomniałem o schodkach, które najkrótszą trasą łączyły przystanki tramwajowe z peronami na przystanku Warszawa Ochota. Nie wiem, na ile moje felietony, a na ile interwencje Zielonego Mazowsza spowodowały wreszcie konkretne zainteresowanie władz miasta i PKP PLK kłopotliwym problemem. Od kilku lat nie podjęto się naprawy, budowano coraz to poważniejsze przeszkody, straszono całkowitą likwidacją, a kilka miesięcy temu przyspawano kolejną – chyba już czwartą – barierkę zamykającą wejście od strony wiaduktu. Konkretyzacja zainteresowania władz wyraziła się całkowitą likwidacją schodków, co skonstatowałem niedawno, odwiedzając hotel przy Towarowej. Od strony peronu pojawiał się tabliczka „Koniec Peronu” i płotek, co zważywszy na brak schodków i niemal metrowy uskok wydaje się nadmiarem troski o doinformowanie pasażera, że dalej lepiej nie chodzić. Za to od strony wiaduktu w ciągu ulicy Towarowej obok nowej poręczy mostu stoi blaszany parkan, a na nim żółta tablica: UWAGA! PRACE NA WYSOKOŚCI.
Nawet nie wiedziałem, że specjaliści od BHP zamiast starego: „Uwaga – u góry pracują” wprowadzili teraz taki tekst. Ten ostatni był zresztą wyśmiewany. Na przykład: No widzicie, u majstra Góry to pracują, a reszta brygad to wałkonie. Jednak w pierwszej chwili doznałem skojarzenia religijnego – wszak modlimy się: „Chwała na wysokości…”. Ogarnięcie sprawy zmysłem wzroku i rozumem tylko pogłębia metafizyczny charakter napisu. Przecież nad tym płotem i tablicą nic – poza Niebiosami – nie ma i nigdy nie było. Dla obserwatora na peronie lub w pociągu prace przy rozbieraniu schodów istotnie były prowadzone na pewnej wysokości, ale z punktu widzenia przechodnia na wiadukcie rozbieranie rzeczonych schodów było pracą na dole, w głębi, prawie pod ziemią. Z kolei sugestia, że chodzi o pracę aniołów i świętych w Niebie wydaje się teologicznie niepoprawna, gdyż owe transcendentne byty raczej nie pracują w naszym rozumieniu tego słowa. A nawet jeżeli, to nie ma przed czym ostrzegać. Jeżeli już, to należy ostrzegać przed pracą diabłów, ale ci ostatni to upadli aniołowie, są więc też na dole, a nie na wysokości. Tak na kolei, jak i w magistracie miasta stołecznego Warszawy osób pobożnych nie brakuje, toteż taką teologiczną pomyłkę należy wykluczyć.
Pozostaje jeszcze jedna interpretacja, a mianowicie, że chodzi o wysokość rozumianą hierarchicznie, miejsce w hierarchii zarzadzania koleją i miastem. Prace zaś mają charakter intelektualny i koncepcyjny. Istotnie – to prace na wysokich szczeblach hierarchii PKP PLK oraz magistratu Warszawy spowodowały definitywne znikniecie kładki i pogorszenie integracji transportu publicznego w tym rejonie. W tym kontekście brak jasności co do czasu trwania owych prac już po zakończeniu rozbiórki schodków brzmi groźnie. Sugeruje bowiem, że owe prace koncepcyjne być może wciąż trwają i można się spodziewać kolejnych ruchów. W przerwie pomiędzy wydawaniem miliardów zabraknie tysięcy na proste rozwiązania ułatwiające życie.
Niezależnie od powyższego, nasuwa się jeszcze jedna sugestia. Może ktoś – nawiązując do języka kościelnego – zstąpiłby na chwilę z owej wysokości na ziemię, a raczej na chodnik na wiadukcie tuż pod owym płotem i napisem. Po średniej wielkości deszczu wypełnia go szczelnie kałuża i aby przejść trzeba albo wejść na jezdnię, albo otrzeć się o płot z tabliczką, co – niech Bóg broni – kiedyś może zakończyć się jej uszkodzeniem przez tęższego przechodnia.
Moje warszawskie podróże nie kończą się jednak na Ochocie. Ostatnio stanąłem przed problemem dojazdu z Agrykoli na lotnisko. Taka podróż odbyta przez ludzi z prowincji, do których z dumą się zaliczam, też jest pouczająca. Wyszukiwarka pokazuje optymalną trasę – autobus do przystanku koło Warszawy Powiśla (nazywa się poprawnie Warszawa Powiśle PKP) i kolej SKM na lotnisko. Od razu pojawia się problem przesiadania. Wysiadamy z autobusu i jesteśmy pod mostem. W zasięgu wzroku żadnego drogowskazu w kierunku peronu. Odzywa się tęsknota za Londynem, gdzie z zasady, gdy w pobliżu przystanku autobusu czy zwykłego skrzyżowania jest stacja kolejowa, widać logo NR (National Rail) oznaczające całokształt podzielonego na spółki brytyjskiego kolejnictwa, umieszczone na drogowskazie z nazwą stacji, pokazującym którędy do niej trafić. Czasami przystanek kolejowy lub stacja są skryte pomiędzy domami, oficynami itp., ale jakoś zawsze wiadomo jak do nich dojść.
Na przystanku autobusowym Warszawa Powiśle widać nad głową most, którym biegną tory. Około 22:00 nie było zbyt wielu tubylców, aby ich rozpytać. Wiedza, iż drugi koniec peronu i wejście jest koło Muzeum Narodowego podpowiada, że perony są od strony zachodniej ulicy Kruczkowskiego, a wejście raczej od południa, gdyż od północy biegnie linia dalekobieżna. Po drugiej stronie ulicy widać, że z jednej strony są chaszcze (od północy), z drugiej (od południa) środowisko człowiekowi przyjazne – stoliki letniej restauracji, a raczej baru – być może z piwem. Tak więc wiedza geograficzna i kolejowa, instynkt inżynierski oraz pociąg do miejsc, w których można sączyć piwo na wolnym powietrzu, kierują na stronę południową i – jak często bywa – okazują się dobrym doradcą. Tuż za stolikami jest wejście do tunelu na perony, które było niewidoczne z przystanku autobusowego i jego bezpośredniego sąsiedztwa.
Już na lotnisku czeka komfortowe wyjście z peronu, po drodze tablica odlotów, kantor itd., po czym schodami ruchomymi wyjeżdża się na… płot otaczający budowę (przebudowę ?) starego terminalu. Płot wrósł już w krajobraz – pamiętam go chyba sprzed roku. Tak więc kierując się strzałkami kilka razy przekracza się jezdnię z niezłym ruchem samochodowym, trafia z powrotem na chodnik przed starym terminalem, ale już z innej strony płotu, gdzie zwykła i ciasnawa klatka schodowa prowadzi na wyższy poziom i już widać halę odlotów.
Zostało trochę czasu, a więc można oddać się lekturze fachowej na temat zintegrowanego transportu publicznego lub eksperckich analiz niskiej frekwencji w pociągach na lotnisko w Warszawie.