Czytelnik "Gazety" chciał kupić bilet rodzinny dla 2,5-letniego syna i opiekującej się chłopcem babci. W kasie usłyszał jednak, że zniżka 33-procentowa się nie należy, bo "babcia to nie rodzina".
W cenniku biletów PKP można znaleźć zniżkę 33-procentową dla rodziców lub opiekunów podróżujących z jednym lub dwojgiem dzieci. Z takiej właśnie ulgi chciał skorzystać pan Jacek, gdy kupował bilety dla swojego 2,5-letniego synka i podróżującej z nim babci. Kasjerka zapytała, czy dziecko ma przy sobie jakiś dokument stwierdzający tożsamość i pokrewieństwo z babcią.
- Nie miałem żadnego takiego dokumentu. W moim nowym dowodzie dzieci nie ma wpisanych w ogóle, a w dowodzie babci z racji oczywistych chłopak też nie figurował. Pani pomyślała i w końcu stwierdziła, że biletu rodzinnego sprzedać nam nie może - opowiada pan Jacek.
O wyjaśnienia poprosiliśmy PKP. Katarzyna Dzierżak-Piotrowicz, rzecznik krakowskiego oddziału PKP, przyznała, że kasjerka nie miała racji, odmawiając sprzedaży biletu rodzinnego. - W przepisach nic nie ma o pokrewieństwie dziecka z opiekunem. Z tym chłopcem mógł podróżować ktoś, kto nie jest dla niego rodziną, i też ulga by obowiązywała - mówi.
Dodaje jednak, że dziecko powinno mieć ze sobą jakiś dokument stwierdzający wiek. - Chodzi o to, że dzieci do lat 4 dostają tzw. zerówki, czyli bilety bezpłatne. Dlatego musimy mieć coś, co pozwoli nam stwierdzić, ile pociecha ma lat - tłumaczy. O jakie dokumenty chodzi? Jak wyjaśnia Dzierżak-Piotrowicz, może to być skrócony odpis aktu urodzenia lub książeczka zdrowia.
A co można zrobić dla pana Jacka, który zamiast biletu z ulgą rodzinną musiał kupić normalny? Jak twierdzi rzecznik, PKP może jedynie zdyscyplinować kasjerki. - Ten pan kupował bilet u naszego ajenta w przejściu podziemnym przy Dworcu Głównym. Jeśli będziemy wiedzieli dokładnie, w której kasie i kiedy, pouczymy kasjerkę - obiecuje