Kolejarze twierdzą, że nie da się zmniejszyć tłoku w pociągach, bo nie mają już więcej składów. Co gorsza przedłużają się uciążliwe remonty torów. Tym razem znowu opóźni się przebudowa na linii do Wołomina, zaraz potem zaczynają się następne prace. Tłumaczeń Kolei Mazowieckich nie przyjmuje do wiadomości podwarszawski poseł PSL Janusz Piechociński, który na własną rękę zaczął szukać dodatkowych wagonów.
Często na stacjach na trasie z Piaseczna czy Grodziska nie da się wsiąść do środka, bo podjeżdża krótki pojedynczy skład. Pasażerowie są tym bardziej wściekli, że liczyli na poprawę warunków podróży wraz z wejściem w nowego rozkładu jazdy. Obowiązuje on od ostatniej niedzieli.
Przedstawiciele Kolei Mazowieckich rozkładają ręce. - Mamy mało taboru. Nasze wszystkie składy cały czas są w ruchu. Jeździ też 15 pociągów wypożyczonych od spółki Przewozy Regionalne - mówi Grzegorz Kuciński z zarządu spółki. Twierdzi, że pracownicy tak starają się układać rozkłady, żeby w godzinach szczytu kursowały pociągi złożone z dwóch wagonów.
- Niestety, ostatnio naszą zmorą są dewastacje. Chuligani potrafią wybić większość szyb w pociągu. Żeby wstawić nowe, taki skład trzeba wycofać z ruchu - mówi Grzegorz Kuciński. Zapowiada jednak, że pewną poprawę pasażerowie powinni odczuć za kilka dni, gdy skończy się remont na trasie do Wołomina. Osiem pociągów będzie można przerzucić na inne trasy.
Problem w tym, że prace między Dworcem Wileńskim a Ząbkami opóźnią się po raz drugi. Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe poinformowała wczoraj, że wykonawca, firma Schweerbau, nie zabezpieczył odpowiedniej ilości kruszywa. W efekcie zakończenie robót przesuwa się z 18 na 21 grudnia.
Prace utrudniające ruch nadal będą kontynuowane na trasie do Legionowa, a także na odcinku Okęcie - Dworzec Zachodni. Do 21 grudnia potrwają roboty między Rembertowem a Sulejówkiem. - Uciążliwe remonty na różnych liniach potrwają jeszcze przez dwa lata - przewiduje Grzegorz Kuciński. Na pocieszenie obiecuje, że od połowy przyszłego roku pasażerowie powinni odczuć poprawę komfortu podróżowania. Sukcesywnie aż do grudnia szwajcarska firma Stadler ma dostarczyć dziesięć nowoczesnych składów.
Rozmowa z Januszem Piechocińskim
Krzysztof Śmietana: Słyszał pan o skargach na tłok w pociągach Kolei Mazowieckich?
Janusz Piechociński, poseł PSL z okręgu podwarszawskiego, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury: W ostatnim czasie dostaję mnóstwo maili w tej sprawie. Wiem, że jest coraz gorzej. Sam doświadczam tego na własnej skórze, bo od czasu do czasu jeżdżę z Iwicznej do Warszawy pociągiem. Składów jest mniej. Często przyjeżdża krótki pociąg, do którego nie można wejść. To jest rzeczywiście skandaliczna sytuacja. Wystąpię w tej sprawie do prezes Kolei Mazowieckich Haliny Sekity. Interweniowałem już u marszałka Mazowsza Adama Struzika.
K.Ś.: I będą jakieś efekty?
J.P.: W Kolejach Mazowieckich nie mogą mówić: "Nic nie zrobimy, bo nie mamy taboru". Staram się mediować i rozmawiać ze spółką Przewozy Regionalne, żeby wydzierżawiła dodatkowe składy dla Mazowsza. W ciągu kilku dni mają odpowiedzieć, czy to jest możliwe.
K.Ś.: Widząc te zapchane pociągi, uważa pan, że warto było powoływać spółkę Koleje Mazowieckie?
J.P.: Sam wspierałem ten pomysł i uważam, że było warto. Ludzie powoli wracają do kolei, ale chcą jeździć w przyzwoitych warunkach. Spółka musi być dobrze zarządzana i dobrze nadzorowana przez samorząd Mazowsza. A z tym są problemy. Przykładem jest przetarg na parkingi typu "Parkuj i jedź", na których kierowcy mieli zostawiać samochody i dalej jechać pociągiem. Unieważniono go, bo ceny za roboty były wysokie. Zamiast potem ogłosić osobne na przetargi na poszczególne parkingi znowu planowano wybrać jedną firmę. Sześć z dziesięciu parkingów mogłyby być już gotowych. A tak nie ma żadnego.