Od lat 60-tych amerykańskie koleje starają się zwiększać tonaż swojego taboru towarowego. Analizując alternatywy taki kierunek był tańszy od ewentualnej rozbudowy infrastruktury, przywracania drugich torów czy zwiększania częstotliwości pociągów (...)
Od 1963 standardem stały się wagony tzw. 263K (w tysiącach funtów), w 1990 r. pojawiły się węglarki tzw. 286K. O ile wielkie towarzystwa mogły przystosować wybrane szlaki dla taboru wahadłowo krążącego pomiędzy kopalniami a elektrowniami, o tyle wjazd tego taboru na linie boczne, sieci innych zarządów czy bocznice bywał bardzo ograniczony, czasem niemożliwy.
Z pomocą Waszyngtonu, wiele mniejszych towarzystw powoli dostosowuje swoja infrastrukturę do tej nośności. Ale na tym nie koniec: w federalnym ośrodku badań kolejnictwa w Pueblo w Kolorado trwają polowe próby nad zachowaniem toru pod ruchem jeszcze cięższych wagonów, tzw. 315 K (39 US ton/os). Pierwsze obserwacje, pomiary i próby nie są zbyt zachęcające: degradacja toru narasta w geometrycznym tempie, cierpią szyny, krzyżownice, podkłady, podsypka.
Niewykluczone, ze istnieje ekonomicznie uzasadniony punkt krytyczny zwiększania obciążeń na os, poza którym wzrost nakładów na utrzymanie nawierzchni przekreśli opłacalność takich praktyk. Nad ustaleniem takiego punktu krytycznego pracują właśnie naukowcy i kolejarze u stop Gór Skalistych.