Partnerzy serwisu:
Warte uwagi

80 pociągów na dobę

Dalej Wstecz
Data publikacji:
02-03-2004
Tagi:
Tagi geolokalizacji:
Źródło:
Życie, 2 marca 2004

Podziel się ze znajomymi:

WARTE UWAGI
80 pociągów na dobę
Po tygodniu spędzonym w areszcie wyszła na wolność Michalina K., dróżniczka, która w Rzezawie nie opuściła zapór na przejściu kolejowym. Zginął Janusz Kulig, jeden z najlepszych polskich rajdowców. Czeka ją proces, który może zamienić się w rozprawę z PKP, wieszczy "Życie".

Wola Rzędzińska to bardziej miasteczko niż wieś. Żyje tu ponad 6 tysięcy mieszkańców skupionych w dwóch sołectwach, parę kilometrów od Tarnowa. 50-letnią Michalinę K. nie wszyscy tu znają - jak to w mieście. - Z widzenia na pewno, ale tak po nazwisku, to nie - kiwa głową Władysław Wowczuk, jeden z dwóch sołtysów Woli. O tym, że jest dróżniczką i wieś, i cała Polska dowiedziała się dopiero dwa tygodnie temu, gdy z nieznanych do tej pory przyczyn nie opuściła zapór na przejeździe kolejowym w oddalonej o kilkanaście kilometrów Rzezawie.
- Jak można nie zauważyć nadjeżdżającego pociągu? - pytam rzezawskiego dróżnika. Właśnie przejeżdża pośpieszny do Przemyśla. Pędzi z prędkością ponad 100 km/h
- łoskot słychać z daleka, pociąg dodatkowo trąbi przed przejazdem. Dróżnik wzrusza ramionami. - Też się nad tym zastanawiam - mówi.
Do przejazdu prowadzi prosty odcinek drogi, z lekkiego wzniesienia. Trudno uwierzyć, by ktoś faktycznie ograniczał tu prędkość do 50 km/h, jak nakazuje znak. Bo niby po co? W piątek, 13 lutego było tu jasno, sucho, podniesiony szlaban widać z daleka. Tylko ta feralna data...
Pośpieszny do Zamościa Rzezawę mijał z prędkością 120 km/h. Gdy rozpędzony skład opuszczał stację - jakieś 200 metrów od przejazdu - na tory wjechał fiat stilo. Maszynista trąbił, ostrzegał długimi światłami. Bezskutecznie. Ani on nie miał szans zatrzymać pociągu, ani kierowca zjechać z torów. Fiata zupełnie zgniecionego odrzuciło na 300 metrów.
Kto zawinił?
- Dziennikarze już przecież orzekli - mówi mi z wyrzutem kilka godzin później Andrzej Prędota, gminny radny, przedsiębiorca, jeden z inicjatorów zbiórki pieniędzy na pomoc dla dróżniczki. - To wy i prokurator uznaliście ją winną. My uważamy, że w głównej mierze winny jest anachroniczny system ostrzegania panujący na PKP.
I zamierza ze sprawy o nieumyślne spowodowanie śmierci zrobić pokazowy proces przeciwko polskim kolejom.
Procedura jest taka: gdy pociąg mija nastawnię, dyżurny dzwoni z informacją na strażnicę (czyli przejście kolejowe). - Towarowy z Bochni jedzie tu jakieś 6 - 7 minut, pośpieszny ze 3 minuty - tłumaczy proszący o anonimowość dróżnik z Rzezawy.
- Sam decyduję, kiedy zamknąć zapory. Za wcześnie: klną kierowcy, za późno: tragedia gotowa.
Każdy telefon dróżnik zapisuje w odpowiedniej książce: godzina, minuta, numer pociągu. Dla niego to dowód, że telefon faktycznie został odebrany. Dyżurny nie prowadzi tak skrupulatnych notatek. W swojej książce po każdym telefonie stawia jedynie pionową kreskę. 13 lutego Michalina K. nie zapisała pośpiesznego z Zielonej Góry. U dyżurnego była pionowa kreska. W śledztwie słowo dyżurnego będzie przeciw słowu dróżniczki.
Telefony PKP to sieć wewnętrzna. Nie mają tarczy, tylko słuchawkę i korbkę. Gdy dzwoni dyżurny z Bochni, telefony odzywają się na dwóch przejazdach: zaraz za Bochnią i w Rzezawie. Zgłasza się natomiast tylko jeden dróżnik. Jeśli dyżurny nie zna go po głosie, nie wie który z nich się zgłosił.
Jeśli słuchawki nikt nie podnosi, dyżurny łączy się radiotelefonem z maszynistą. Ostrzega go, by zwolnił i sprawdził, czy zapory są opuszczone, a w skrajnych wypadkach zatrzymał pociąg. Pośpieszny z Bochni do Rzezawy jedzie około 3 minut, a do pierwszego przejazdu tuż za Bochnią niecałą minutę.
Dyżurny nie ma za wiele czasu, by połączyć się z maszynistą, a ten zatrzymać rozpędzający się skład. Inna sprawa, że przestarzała łączność często szwankuje i połączenie z lokomotywą bywa niemożliwe.
Dlaczego Michalina K. nie opuściła zapór? Do dziś nie wiadomo. Sama mówi, że nie wie, nie rozumie dlaczego tak się stało. Nawet jeśli faktycznie nie zadzwonił telefon, dróżniczka pracująca na tym przejeździe od 10 miesięcy musiała wiedzieć, że o tej godzinie jedzie pośpieszny z Zielonej Góry. Zresztą na wysokości jej wzroku, w strażnicy, wisi dokładny rozkład jazdy. I jeszcze coś. Budka stoi bardzo blisko szyn, a jej okna wychodzą na tory. Przy dobrej widoczności nadjeżdżający pociąg widać z kilku kilometrów. Chyba że akurat jest się poza budynkiem. Na przykład w toalecie, oddalonej od strażnicy o 20 metrów.
- W Polsce jest 17 tysięcy przejazdów kolejowych. Co roku ginie na nich około 200 osób - powiedział przedstawiciel kolei podczas transmitowanej przez telewizję wizji lokalnej. Tego uchwycił się Prędota. - Jeśli tyle osób ginie, to znaczy, że wina nie do końca leży po stronie dróżników - przekonuje. - I z tym trzeba coś zrobić.
Dróżnicy mają swoje pomysły. Wystarczyłoby zamontować brzęczek kilometr czy dwa od przejazdu. Gdy pociąg mijałby urządzenie, w strażnicy odzywałby się przeraźliwy dzwonek - To wersja dla śpiochów - żartuje dróżnik z Tarnowa. Póki co w Rzezawie postanowili, że oprócz telefonu od dyżurnego sami będą się ostrzegać o nadjeżdżającym pociągu.
- Czy można nie zauważyć nadjeżdżającego pociągu? - pytam więc "swojego" dróżnika. W Rzezawie z lewej strony widoczność jest doskonała, z prawej - z której 13 lutego przyjechał pociąg z Zielonej Góry - tory przesłania budka dróżnika, a dalej wspomniane wcześniej toalety. Nie na tyle jednak, by zupełnie nie zauważyć sunącego składu.
I tu w ludzkich umysłach rodzi się kolejna spiskowa teoria. Rodzina Kuliga wybaczyła dróżniczce, zrezygnowała też z odszkodowania od PKP.
Dlaczego? Niektórzy to wiedzą albo wydaje im się, że wiedzą. - Wszyscy mówią: dróżniczka trzeźwa, maszynista trzeźwy. A kierowca? Może znany w Europie sportowiec, dla wielu wzór cnót wszelakich, jechał pod wpływem alkoholu? Wstyd, szkoda by była, gdyby się rozniosło - mówi anonimowo pracownik PKP, znajomy Michaliny K.
- Więc sprawę uciszmy.
Czy tak było? Nikt tego nie potwierdza. Prokuratura zaprzecza, ale akurat ta instytucja w tej sprawie zachowuje się dziwnie.
Najpierw 3-miesięczny areszt tymczasowy. Nienotowana, niekarana, ciesząca się znakomitą opinią w pracy i w miejscu zamieszkania kobieta trafiła do okrytego złą sławą krakowskiego aresztu na Montelupich. - Oszołomiona, roztrzęsiona, zamiast do lekarza trafiła do kryminalistów - zżyma się Prędota. - Nie mogliśmy tego tak zostawić.
Razem z kolegami wynajął adwokata, przygotowali zażalenie na areszt. Prokurator nie czekał na sądowe rozstrzygnięcie. Tuż po złożeniu zażalenia Bożena Owsiak, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Tarnowie obwieściła, że Michalina K. opuściła areszt, bo nie ma już obawy, by utrudniała śledztwo.
- Przyśpieszyliśmy czynności śledcze. Zebrane dowody uniemożliwiają matactwo - orzekła. Co miałaby mataczyć i jak zacierać ślady - prokuratura nie informowała.
W swych zabiegach o dobro śledztwa prokuratura poszła jeszcze dalej. Oto w piśmie podpisanym przez Tomasza Liszkę, asesora Prokuratury Rejonowej w Bochni przeczytać można m. in., iż "zawiesza Michalinę K. w wykonywaniu czynności służbowych dróżniczki PKP". To oczywisty nonsens, bo prokurator takich uprawnień nie ma i zarazem kolejny punkt dla obrońcy Michaliny K.
- Takich kwiatków jest więcej i my je wszystkie ujawnimy - zapowiada Andrzej Prędota.
Co to jeszcze może być? Ani on, ani adwokat z Tarnowa nie chcą tego ujawnić. Michalina K. całe swoje zawodowe życie spędziła na niewielkim przejeździe na linii Rzeszów
- Jasło. W ciągu 12-godzinnej służby na tej jednotorowej trasie przejeżdża nie więcej niż 20 pociągów. W maju ub. r. w wyniku redukcji etatów w PKP przeniesiono ją do Rzezawy. - Z nieba do piekła trafiła - macha ręką dyżurny ze stacji Tarnów.
- Tutaj to 80 - 90 składów jedzie podczas jednej służby.
Rzecz w tym, że przenoszony dróżnik musi przejść szkolenie dotyczące nowych warunków pracy. Czy Michalina K. je przeszła - nie wiadomo.
W Woli Rzędzińskiej trudno spotkać kogoś kto odmówiłby pomocy Michalinie K. - Można odnieść wrażenie, że pomagamy, bo uważamy, że jest niewinna - tłumaczy sołtys Wowczuk. - To nie tak. Jedna tragedia już się zdarzyła, po prostu nie możemy pozwolić, by wydarzyła się kolejna. To taka wzajemna solidarność. A to, czy jest winna czy nie, ustali sąd.
W ramach tej wiejskiej solidarności uzbierano kilka tysięcy złotych, wynajęto adwokata, złożono zażalenia na postępowanie prokuratury. Pieniądze dały również osoby nie znające osobiście Michaliny K. Dlaczego? - Gdyby piła, nikt by nie dał
- tłumaczy sołtys Wowczuk. - Ale to jest uczciwy człowiek, który popełnił tragiczny błąd. Taki sam, jaki w każdej chwili może zdarzyć się każdemu, kto ma odpowiedzialną pracę: lekarzowi, pilotowi itd. Zdarzył się naszej dróżniczce.
Michalina K. wychowuje samotnie 22-letniego syna Łukasza, piłkarza miejscowego klubu Wolania. Prezesem klubu jest senator PSL Józef Sztorc, jego zastępcą cytowany wyżej Andrzej Prędota. Obydwu nie brakuje ani dobrych chęci ani pieniędzy na zrealizowanie owych chęci. - Łukasz jest wychowankiem naszego klubu, jesteśmy dla niego jak rodzina - mówi Prędota. - Po aresztowaniu matki syn został zupełnie sam, bez grosza, po prostu nie mogliśmy go tak zostawić, i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.
Matka z synem mieszkają w bloku kolejowym tuż obok stacji. Jest niemal pewne, że PKP zwolni dróżniczkę z pracy. Zresztą nawet gdyby sprawa w sądzie zakończyła się po myśli kobiety, trudno sobie wyobrazić, by po takim szoku chciała wrócić na swoje stanowisko. Jakkolwiek by było - straci służbowe mieszkanie i w wieku 50 lat zostanie bez dachu nad głową, ze studiującym synem. - Niech pana głowa o to nie boli - uspokaja Prędota. - Po to tu jesteśmy, żeby do tego nie dopuścić.
Na razie Michalina K. jest na zwolnieniu chorobowym. Ma zakaz opuszczania kraju. Nie chce z nikim rozmawiać, wyjechała z Woli.
Tagi:
Tagi geolokalizacji:

Podziel się z innymi:

Zobacz również:

KE: Słaba poprawa parametrów transportowych w Polsce

Infrastruktura

KE: Słaba poprawa parametrów transportowych w Polsce

ew, Rynekinfrastruktury.pl 23 listopada 2015

Oświadczenie Piotra Mieczkowskiego

Warte uwagi

Oświadczenie Piotra Mieczkowskiego

Jakub Madrjas 02 listopada 2015

Olsztyn: Tramwaj częściowo już ukończony (zdjęcia cz. 2)

Fotorelacje

Olsztyn: Tramwaj częściowo już ukończony (zdjęcia cz. 2)

Martyn Janduła, Transport-publiczny.pl 03 września 2015

Testy olsztyńskiego Tramino w Poznaniu zakończone sukcesem (zdjecia + film)

Fotorelacje

Zobacz również:

KE: Słaba poprawa parametrów transportowych w Polsce

Infrastruktura

KE: Słaba poprawa parametrów transportowych w Polsce

ew, Rynekinfrastruktury.pl 23 listopada 2015

Oświadczenie Piotra Mieczkowskiego

Warte uwagi

Oświadczenie Piotra Mieczkowskiego

Jakub Madrjas 02 listopada 2015

Olsztyn: Tramwaj częściowo już ukończony (zdjęcia cz. 2)

Fotorelacje

Olsztyn: Tramwaj częściowo już ukończony (zdjęcia cz. 2)

Martyn Janduła, Transport-publiczny.pl 03 września 2015

Testy olsztyńskiego Tramino w Poznaniu zakończone sukcesem (zdjecia + film)

Fotorelacje

Kongresy
Konferencje
SZKOLENIE ON-LINE
Śledź nasze wiadomości:
Zapisz się do newslettera:
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na:
  • przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
  • przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.
Współpraca:
Transport Publiczny
Rynek Lotniczy
Rynek Infrastruktury
TOR Konferencje
ZDG TOR
ZDG TOR
© ZDG TOR Sp. z o.o. | Powered by BM5