Czasem warto spóźnić się na pociąg. Dlaczego? Można sporo zaoszczędzić.
Czwartkowy wieczór. Katowice. Musimy dostać się do Bielska-Białej. Żaden autobus już nie jedzie, o tej porze w grę wchodzi tylko pociąg. Znajomy siedzi w domu, przed komputerem. Prosimy go, żeby sprawdził w internecie, o której odjeżdża najbliższy pociąg do Bielska-Białej. Okazuje się, że za kilkanaście minut - o g. 22.14 wyjeżdża InterCity. Czas podróży: godzina i cztery minuty. Cena biletu: 38 złotych w drugiej klasie.
Nie zdążyłyśmy, pociąg odjeżdża bez nas. Jeszcze raz dzwonimy do znajomego prosząc, by sprawdził, czy coś jeszcze może jedzie do Bielska-Białej. Owszem, jeszcze jedzie: ostatni pociąg mamy o g. 22.59. Osobowy.
Zaczynamy marudzić, że skoro InterCity, jeden z najszybszych pociągów w Polsce, jedzie do Bielska-Białej ponad godzinę, to osobowy będzie wlókł się na tej trasie chyba przez pół nocy. - Osobowy jedzie tylko... dziesięć minut dłużej - informuje nas znajomy równie jak my zdziwiony tą informacją. W dodatku, okazuje się, że bilety są kilka razy tańsze niż w IC - kosztują tylko 10 złotych.
Po powrocie sprawdzamy w rozkładzie jazdy czas przejazdu i ceny na innych trasach. Okazuje się, że podobnych absurdów, gdy trudno zrozumieć, od czego zależy cena biletu, jest znacznie więcej. 47 minut po północy z Katowic wyjeżdża pociąg pośpieszny do Warszawy. Na Dworcu Centralnym jest o godzinie 4.40, podróż trwa 3 godziny i 54 minuty. Bilet w drugiej klasie kosztuje 49 złotych. O godzinie 6.47 z Katowic wyjeżdża inny pociąg pośpieszny do Warszawy. Na Dworzec Centralny jedzie dłużej, bo aż 4 godziny i 13 minut. Ale cena biletu jest taka sama: 49 złotych. Za to w przypadku trasy Katowice-Warszawa można zrozumieć, dlaczego bilety na IC są dużo droższe: bilet na tej trasie kosztuje aż 102 złote, ale za to pociąg jedzie zaledwie 2 godziny i 50 minut.