- Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że nasze pociągi są najwyżej zaawansowanymi technologicznie produktami wytwarzanymi w Polsce. A naukowcy używają już terminu "efekt Pesy" - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Tomasz Zaboklicki, prezes zarządu i dyrektor generalny firmy Pesa.
Bydgoska Pesa odebrała dzisiaj w Londynie niezwykle prestiżowe wyróżnienie – jako pierwsza firma z Polski, a nawet całej Europy Środkowo-Wschodniej, została nagrodzona przez Financial Times! W rywalizacji pokonała nawet Twittera.
Była to już szósta edycja konkursu, który swoim zasięgiem obejmuje Europę, obie Ameryki, Bliski Wschód oraz rejon Azji i Pacyfiku. Zwycięzcy są wybierani przez panel ekspertów, któremu przewodniczył Lionel Barber, redaktor Financial Times.
- Kusi mnie przygotowanie Pesy do przyszłości. Nie jestem naiwny, nie trzymam się uparcie stołka. Wiem, że będę musiał stąd odejść, przekazać stery następcy. Proces sukcesji już trwa, przecież takiego ruchu nie wykonuje się z dnia na dzień. Sztuka polega na tym, żeby zakład nie stracił swojego ducha, jakkolwiek brzmi to słowo w kontekście fabryki pociągów – mówi „Gazecie Wyborczej” Zaboklicki.
- Nie jesteśmy korporacją dzisiaj, a konkurujemy z największymi graczami jak równy z równym w wielu krajach świata. Są różne modele zarządzania, my wypracowaliśmy swój i nie uważam, żeby był mniej efektywny od schematów korporacyjnych. Staram się wpoić ludziom, że każdy w równym stopniu jest odpowiedzialny za sukces. Cokolwiek w firmie robi. Nie ma miejsca na obijanie, kombinowanie, pijaństwo. Zasady obowiązują wszystkich - od prezesa do robotnika. Każdy z nas wie, że - na przykład - jeśli przyjdzie do zakładu po spożyciu alkoholu, wylatuje, bez żadnej dyskusji. I rozliczamy się z efektów. Produkcja jest przecież procesem policzalnym. Wystarczy spojrzeć w tabelki i już wiadomo, czy pracujemy dobrze, czy coś zgrzyta – podkreśla prezes Pesy.
- Pesa nie jest na sprzedaż! Co chwilę zjawiają się kolejni chętni, ale konsekwentnie odmawiamy. I to się nie zmieni. Wprowadziliśmy zapisy, które skutecznie i trwale chronią firmę przed przejęciem. Nie ma mowy o zbyciu udziałów bez zgody wszystkich siedmiu głównych właścicieli. Krótko mówiąc - ci, którzy mają na nas chrapkę, muszą obejść się smakiem – mówi prezes Pesy.
Więcej