– Design to nie jest estetyka, a filozofia tworzenia produktu. Design ma poznać i odpowiedzieć na potrzeby każdego z nas, ma definiować funkcjonalność, która zostanie później "przetłumaczona" zarówno na estetykę, ergonomię, jak i na rozwiązania techniczne – mówi w rozmowie z Rynkiem Kolejowym dr. Bartosz Piotrowski, główny projektant wzornictwa, Dział Badań i Rozwoju Pesy Bydgoszcz.
Mówimy o designie. Wielu osobom kojarzy się on jednoznacznie z wyglądem pojazdu, jego malaturą. A to nie jest przecież wszystko.
- Design to nie jest estetyka, a filozofia tworzenia produktu. Design ma poznać i odpowiedzieć na potrzeby każdego z nas, ma definiować funkcjonalność, która zostanie później "przetłumaczona" zarówno na estetykę, ergonomię, jak i na rozwiązania techniczne. W wielu przedsiębiorstwach stanowi jeden z ważnych elementów strategii rozwoju firmy.
W naszej branży design musi odpowiadać za zaplanowanie struktury przestrzennej pojazdu, to w pierwszej kolejności wprowadzenie człowieka na pokład i zabezpieczenie jego wymagań. Realnie w tak zaawansowanych produktach to zawsze pole zmagań z inżynierami w poszczególnych obszarach. Wiem, że kluczowa jest tu umiejętność wypracowania kompromisu i współdziałania. Często krytyka jakiegoś fragmentu wiąże się brakiem szczegółowej wiedzy i szerszego kontekstu danego aspektu.
W ostatnim etapie tworzenia produkty design i jego obecność ujawnia się przy prezentacji czy wprowadzaniu danego produktu na rynek i jest bezpośrednio powiązany z marketingiem i wizerunkiem. Nasz wyrób to ważne narzędzie marketingowe dla przewoźnika, miasta, regionu. Ostatnim etapem jest nadzór nad życiem produktu, kontrola przez cały okres jego funkcjonowania. Dzięki takiej obserwacji jesteśmy w stanie w kolejnych projektach unikać pewnych błędów czy niedopatrzeń. Umiejętność przenoszenia wiedzy na kolejne projekty tworzy wartość najcenniejszą – know-how firmy.
W specyfikacjach przetargowych na pojazdy szynowe w Polsce nie było dotąd wymogów dotyczących designu. Nie ma on więc formalnego przełożenia na decyzję zamawiającego.
To prawda, ale w wielu innych krajach takie przełożenie jest bardzo wyraźne. W Polsce też to wkrótce nastąpi. Rynki się otwierają, konkurowanie będzie oznaczało pogoń za pasażerem, którego naprawdę nie interesują zagadnienia handlowe (może poza tanim biletem) i techniczne. Odbiorcę interesuje oczywiście bezpieczeństwo i podstawowy komfort, ale i tak kluczowe pozostają indywidualne potrzeby i emocje. Dla nas pierwszym kontaktem z takim podejściem był rynek włoski, nasze ATR220 musiały się bronić czymś więcej niż ceną i parametrami. Kilkadziesiąt naszych jednostek realizuje przewozy w Mediolanie, Bolonii, Bari – jak widać byliśmy przygotowani.
Dla nas oznaczało to konieczność wypracowania formuły współpracy w takich sytuacjach. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej, jest jeśli stosunkowo dokładnie swoje oczekiwania zdefiniuje przewoźnik. Producentowi jest zawsze trudniej dokładnie zbadać, jakie są potrzeby danej społeczności, zwłaszcza gdy pracuje jednocześnie dla kilkunastu klientów na całym świecie.
Z naszej strony śledzimy pilnie rozwój rynku, obserwujemy nowe możliwości techniczne czy rozwiązania konkurencji. Oczywiście kiedy przetarg startuje lub gdy mamy pozyskanego klienta, robimy własne badania. Nigdy nie będą one jednak tak dokładne jak te opracowane przez przewoźnika i oparte na wieloletnim doświadczeniu. To on zna najlepiej własne potrzeby, my doskonalimy przede wszystkim kreatywność i umiejętność ich zaspakajania przy pomocy naszych rozwiązań i produktów. Z drugiej strony świeże spojrzenie, które udaje się nam wnieść do wielu projektów, jest doceniane i stanowi wartość dla naszych odbiorców.
Więcej na ten temat w grudniowym wydaniu Rynku Kolejowego