Media obiegło zdjęcie przedstawiające pięciu oficjeli – mężczyzn w sile wieku – grzebiących łopatami w piaskownicy. Piaskownicę zmontowano w pobliżu de facto nieczynnego lotniska w Radomiu. Generalnie nic przeciwko piaskownicom nie mam. Wspomnienia, które przychodzą mi na ten widok – budowa kopców i babek z piasku przy pomocy łopatek i wiaderek, tudzież kolegów z tamtych lat – mam dobre. Piaskownica na skwerku koło domu była chyba większa, ale nie tak ładnie obudowana jak ta z Radomia. Jednak jeszcze przed pójściem do szkoły podstawowej zmieniłem zainteresowania oraz zabawy – pisze w miesięczniku "Rynek Kolejowy" Tadeusz Syryjczyk.
Wbrew marudzeniu dziennikarzy nie miałem też i nie mam nic przeciwko uroczystemu inicjowaniu i zakańczaniu dzieł budowlanych. Są pewne tradycje: wmurowanie i święcenie kamienia węgielnego, wbicie pierwszej łopaty na placu budowy, wiecha – gdy budowa dochodzi do dachu, czy przecinanie wstęgi na otwarcie. Przyjmując zaproszenie na takie wydarzenia, o ile to ode mnie zależało, stawiałem warunek – to ma być rzeczywiste otwarcie lub zakończenie prac budowlanych. Po wbiciu symbolicznej łopaty plac budowy ma zacząć pracować, po przecięciu wstęgi nowa jezdnia, droga, linia lub budowla powinna być otwarta dla użytkowników, najlepiej natychmiast. Takie wydarzenia są słusznie obchodzonym świętem dużej grupy ludzi – projektantów, budowniczych, społeczności lokalnej, a także – bez zbędnej hipokryzji – decydentów, polityków i urzędników zaangażowanych w inwestycję. Duże budowy nie są sielankowym zakładem pracy, jest bezpieczniej niż w górnictwie, ale bywa, że zbierają swoje ofiary i wtedy szef przy jej zakończeniu przypomina o ludziach, dla których była to ostatnia budowa. Oby jak najrzadziej, ale jeżeli ktoś traci życie, to o tej cenie też trzeba pamiętać.
Jednak co najmniej śmieszne jest przekształcanie tradycji w farsę.
Nie słyszałem o obrzędzie „łopata w piaskownicy”. Także same obchody rozpoczęcia akcji wyburzeniowej są groteskowe, w szczególności gdy dotyczą stosunkowo młodej, a mało używanej budowli, jaką jest istniejący terminal w Radomiu. Pomijając już kwestię wątpliwej celowości rozbudowy tego lotniska, o czym miałem okazję pisać w innym miejscu, trzeba zauważyć, że do rozpoczęcia jakiejkolwiek budowy jest jeszcze trochę czasu, bo wciąż nie zakończono przetargów i nie wiadomo, kto ma budować i kto wraz z oficjelami jako przedstawiciel wykonawcy powinien owej łopaty użyć.
Jakiś czas temu odbyło się uroczyste poświęcenie i udekorowanie pamiątkową tabliczką stępki promu, który nie był jeszcze zamówiony i nie jest zaprojektowany, a więc nie widomo, czy powstanie, a jeżeli tak, to czy ta właśnie stępka będzie pasować do reszty konstrukcji. Wydawało się, że osiągnięty przy tym poziom śmieszności trudno będzie przekroczyć. Była to też jakaś przestroga dla oficjeli rządowych. Jak widać – niekoniecznie.
Jak na razie farsa z tradycji i obyczajów nie dotarła na kolej, przynajmniej nie słychać o świętowaniu fikcji. Jest dość konkretnych budów, czasem się wydłużą, ale na szczęście nikt nie otwiera jeszcze nieczynnych linii i nowe obyczaje z branży awiacyjnej i marynistycznej nie zawitały do tej dziedziny transportu. Jednak pewne elementy określane w przenośni jako zabawa w piaskownicy dają o sobie znać.
Trudno inaczej nazwać pomyły reelektryfikacyjne, o których pisałem miesiąc temu. O realiach tego problemu można poczytać w książkach bez potrzeby wykonywania wielkich ekspertyz. Co jakiś czas w mediach pojawia się mapa szprych, czyli sieci nowych linii kolejowych. Nie wiadomo, czy i jak jest ona zsynchronizowana z istniejącym i będącymi równocześnie przedmiotem konsultacji Krajowym Planem Kolejowym. Nie wiadomo, czy i jak odnosi się do wykonanych sporym kosztem obszernych studiów kolei dużych prędkości („Y”) oraz przebudowy Centralnej Magistrali Kolejowej. Nie widać prognoz ruchu lotniczego i analiz dotyczących Centralnego Portu Lotniczego, ale już jest on lansowany na nową stolicę kolejową Polski. Czy aby na pewno przekierowanie ruchu z południa do Trójmiasta poza Warszawę zapewni potok pasażerów uzasadniający odpowiednio częste kursowania pociągów? Na jakich właściwie analizach ruchu i istniejących, tudzież potencjalnych potokach pasażerów oparte są publikowane mapki? Przyjęte niedawno rozporządzenie Rady Ministrów o liniach kolejowych państwowego znaczenia raczej pogłębia wątpliwości odnośnie do koordynacji prac programowych.
Konfrontacja z wykazem linii kolejowych – także projektowanych – znanym jako Instrukcja PKP PLK Id-12 nasuwa bowiem wątpliwości. Z jednej strony w rozporządzeniu znalazły się odcinki planowane jako kolej dużej prędkości („Y”), czyli Warszawa – Wrocław / Poznań, co sugerowałoby, że dorobek studiów KDP będzie wykorzystany do budowy odnośnych „szprych”. Jednak rozporządzenie nie nadaje statusu państwowego znaczenia projektowanym i wkraczającym w etap realizacji połączeniom związanym z tunelem pod Łodzią. Tymczasem sensowny potok pasażerów będzie można osiągnąć prawdopodobnie właśnie pod warunkiem wykorzystania nowego kształtu węzła łódzkiego. Ciekawostką jest stosunek do linii lotniskowych. Wykaz projektowanych linii PKP PLK obejmuje linie do lotnisk w Rzeszowie, Modlinie i Wrocławiu. Istniejące linie lotniskowe w przypadku większych portów mają charakter „państwowy” – Kraków Balice i Warszawa Okęcie. Tymczasem z projektowanych załapał się tylko Rzeszów, ale Wrocław i Modlin – obydwa o większym ruchu – już nie. Czyżby zapewnienia o rozwoju tych portów obok CPK były nieszczere?
A może jednak zacząć od pasażerów – modelu ruchu, a potem projektu pulsującego rozkładu jazdy na wzór Szwajcarii i planować tory i stacje tak, aby zapewnić optymalną realizację takiego rozkładu i usług?