W ostatnim czasie znów doszło do kilku groźnych wydarzeń na przejazdach kolejowo-drogowych. W opisywanych przypadkach nikomu nic się nie stało, ale trudno przejść obojętnie wobec bezmyślności niektórych kierowców.
Pierwszą sytuację opisał Pan Maciej Puławski, który był pasażerem pociągu IC Ondraszek. Skład został zatrzymany z powodu samochodów stojących na torach. Do zdarzenia doszło 21 sierpnia. - Na przejeździe kolejowym niedaleko miejscowości Zielonka doszło do niebezpiecznego zdarzenia z udziałem samochodu osobowego, który utknął na torach - potwierdza rzecznik PKP PLK Mirosław Siemieniec.
Jak opisuje, kierowca w ostatniej chwili zjechał z toru, a dzięki szybkiej i sprawnej reakcji maszynisty, mimo niekorzystnych warunków atmosferycznych, udało się uniknąć kolizji pociągu z samochodem osobowym. - W wyniku zdarzenia żaden z pasażerów i uczestników ruchu nie ucierpiał, a po oględzinach skład IC Ondraszek wyruszył w dalszą drogę - mówi Siemieniec.
Przejazd w Zielonce jest tymczasowy - obok
budowany jest nowy wiadukt kolejowy. Miał on zostać otwarty na przełomie lipca i sierpnia. Przez kilka tygodni funkcjonował na nim ruch jednostronny, umożliwiający dokończenie prac drogowych. Jednak wkrótce potem wiadukt ponownie zamknięto i mieszkańcy do dziś musza korzystać z przejazdu tymczasowego. PLK nie podała nam terminu ostatecznego otwarcia wiaduktu.
Podobną sytuację opisał niedawno TVN24. Na przejeździe kolejowym we Wrocławiu stały trzy samochody. Kierowcy, którzy nie zdążyli opuścić przejazdu przed zamknięciem zablokowali ruch kolejowy w obu torach. Opóźnienia wyniosły blisko godzinę. - Kierowcy nie mieli prawa wjechać na przejazd, jeśli nie był zapewniony zjazd z niego. To "klasyczne" blokowanie ruchu - wyjaśnił Mirosław Siemieniec. Maszynista pociągu pasażerskiego, jadącego z Węglińca do Wrocławia, zatrzymał pociąg przed przejazdem.
Każdy z kierowców otrzymał 300 złotych mandatu i cztery punkty karne. - Trzysta złotych mandatu za zatrzymanie ruchu kolejowego? To o połowę mniej niż za rozmowę przez telefon. Czy to żart? - pytał na twitterze Jakub Majewski, prezes Fundacji Prokolej.