– Koleje Mazowieckie są własnością województwa, ale w praktyce to jest najzwyklejsza kolej aglomeracyjna. Jeśli podzielimy Mazowsze, to kto będzie jej właścicielem? Co z in-housem? Co z utrzymaniem? Kto będzie spółce płacił dotację? - zastanawia się wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski.
Kilka tygodni temu marszałek Sejmu Marek Kuchciński zapowiedział na Twitterze pomysł wydzielenia z województwa mazowieckiego Warszawy i utworzenia dwóch województw. Miało by to pozwolić na skierowanie większej ilości unijnych funduszy do biedniejszych rejonów Mazowsza. Krytycy pomysłu zwracali uwagę, że głównym celem takiej reformy jest najpewniej odwołanie władz Warszawy, rządzonej od 2007 r. przez Hannę Gronkiewicz–Waltz z Platformy Obywatelskiej, a sam podział spowodowałby wiele problemów administracyjnych.
Ostatecznie Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów przyznał, że rząd nie pracuje nad takim projektem, czym nieco uspokoił burzę. Na rozpatrzenie czeka jedynie wniosek o statystyczny podział województwa na dwa obszary NUTS II. Tym terminem określa się obszary państw unijnych w jakich dzieli się fundusze. W Polsce pokrywają się z granicami województw. Zmiana w przypadku Mazowsza będzie oznaczała łatwiejszą możliwość kierowania pieniędzy do mniej rozwiniętych rejonów województwa.
Jakub Dybalski, Transport–Publiczny.pl: Rozważmy teoretyczny scenariusz, że w najbliższym czasie Sejm przeprowadza ustawę o podziale Mazowsza, która szybko wchodzi w życie. Jakie to może mieć konsekwencje? Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy: Po pierwsze podwaja nam się cała struktura urzędnicza. Na wstępie fundujemy więc sobie wydatek na poziomie 200–300 mln zł. W praktyce taka suma ze środków na inwestycje pójdzie na urzędy, inspekcje, nowe budynki.
Dla Warszawy – rozumiem przez to nowe województwo z miastem i jego okolicami – na początku byłoby to nawet korzystne. Nagle okazałoby się, że mamy bardzo duże wpływy ze wspomnianego CIT-u tylko dla nas. Ale ta sielanka trwałaby do momentu, gdy nie trzeba by było zapłacić „janosikowego”, a „Janosik” dopada nas mniej więcej co dwa lata. De facto zostalibyśmy złupieni. To mechanizm tak skonstruowany, że bardziej krzywdzi tych, którym zabiera pieniądze, niż pomaga tym, którym je daje. Usługi publiczne muszą mieć, jak już wspomniałem, taką samą jakość wszędzie. Ale w Warszawie oczekiwania finansowe np. nauczycieli są jednak wyższe niż w przykładowym Przasnyszu. Jeśli chcemy utrzymać dobrą ofertę edukacyjną, kosztuje nas to więcej niż gdzie indziej.
Reszta Mazowsza początkowo mocno by ucierpiała. Z czasem dolegliwości byłyby mniejsze. Tylko że pozbawienie regionu wpływów z CIT-u w praktyce uzależnia go od budżetu państwa. Zamiast korzystać z własnych dochodów, będzie musiało polegać na subwencjach, albo zwyczajnie zbankrutuje. Drogi wojewódzkie, pozbawione pieniędzy, nagle nie znikną. Ale trzeba je będzie w końcu zacząć utrzymywać. Dziś województwo mazowieckie finansuje utrzymanie dróg wojewódzkich wyłącznie poza Warszawą. Drogi wojewódzkie, które znajdują się w granicach miasta, utrzymujemy z miejskiego budżetu. Po ewentualnym podziale województwo „pozawarszawskie” straciłoby zdecydowaną większość pieniędzy na utrzymanie infrastruktury drogowej.
Następna rzecz to Koleje Mazowieckie. Są własnością województwa, ale w praktyce to jest najzwyklejsza kolej aglomeracyjna. Jeśli podzielimy Mazowsze, to kto będzie jej właścicielem? Co z in-housem [możliwością zlecania zadań publicznych jednostkom budżetowym bez konieczności np. przeprowadzania przetargów – red.]? Co z utrzymaniem? Kto będzie spółce płacił dotację? Powstaje mnóstwo problemów organizacyjnych, których brak był do tej pory ogromnym atutem Kolei Mazowieckich. Jesteśmy przecież jedynym województwem, któremu udało się wyodrębnić własną spółkę z majątku PKP. Tylko tutaj inwestowano nie w jeden czy dwa wagony, ale były to potężne zakupy, które dziś służą Warszawie i okolicom. Stąd się wzięły double–decki na trasie do Radomia, stadlery jeżdżące do Siedlec, czy elfy, które kursują w ruchu aglomeracyjnym. Kto będzie właścicielem całego tego majątku?
Powstaje pytanie, co z lotniskiem w Modlinie. Leży zdecydowanie poza miastem, ale komu służy? Oczywiście, że bardziej Warszawie niż Mazowszu. Dlaczego więc miałoby się dostać pod zarząd i być utrzymywane przez województwo poza stolicą? Powstaje mnóstwo dylematów, których dziś nie rozważamy, bo po prostu ich nie ma.
Częstym argumentem zwolenników podziału jest przykład Berlina. Stolica Niemiec i Brandenburgia to dwa oddzielne landy. Podobnie jest w Wiedniu. Mieszkańcy rejonów podmiejskich wcale z tego powodu nie są zachwyceni. Pytaliśmy oba te miasta jak sobie radzą z organizacją transportu. Berlin umowę dotyczącą komunikacji w ramach aglomeracji negocjował osiem lat! Przy tym nasze negocjacje z podwarszawskimi gminami dotyczące wprowadzenia wspólnego biletu, które trwały kilkanaście miesięcy, to drobiazg.
Co ze wspólnym biletem?Kłopot. Wszystko zależy od tego, jakie byłyby granice województwa warszawskiego. My zawsze wskazywaliśmy, również przy okazji rozmów o podziale statystycznym, że wydzielona Warszawa nie może się zamykać w granicach miasta. Tego typu struktura musi być funkcjonalna.
Całą rozmowę z wiceprezydentem Olszewskim
przeczytacie tutaj.